Kompromis

Nigdy nie próbujcie tego w ten sposób robić. Nie przez boczną szybę i nie z pędzącego auta. No i nie telefonem! Trzeba bezlustro, statyw, wężyk spustowy i kilka minut, żeby wszystko poustawiać!

Żartuję sobie trochę, bo sam do niedawna i nadal czasami fotografuję lustrzanką i ze statywu. Ale o wiele więcej przyjemności sprawia mi wyciągnięcie w każdej chwili smartfona i spontaniczne pstryknięcie zdjęcia! Chcąc realizować swoją pasję jeżdżenia rowerem i jednocześnie fotografowania trzeba było w końcu pójść na kompromis.

Może jakość fotografii nie jest ‚prima sort’, ale do niektórych zdjęć nawet nie muszę się zatrzymywać i zsiadać z roweru! 😉

Jak sowa

Towarzyszyła mi przez dobre półtorej godziny podczas jazdy rowerem. W jednej strony przemierzała okolicę komórka opadowa, z drugiej świeciło słońce. Opady były na tyle daleko, że widoczny był tylko kawałek tęczy.

Jedyne czego mogę żałować, to że miałem ją cały czas za sobą, więc jechałem trochę jak sowa. Ja do przodu, a głowa do tyłu. Co jakiś czas przystawałem, aby zrobić zdjęcie.

Słońca poboczne i miniwiadukt

Jeśli jadę rowerem i nic nie sfotografuję, to też jest fajnie. Ale jeśli podczas jazdy trafi się jakiś ciekawy warun, albo fajna miejscówka, to jest jeszcze lepiej. Tak było kilka dni temu, kiedy mogłem obserwować widowiskowe słońca poboczne. Moją uwagę zwrócił też ciekawy miniwiadukt nad linią kolejową.

Pstrągowa, Pyrówki
Pstrągowa, Pyrówki
Babica, Kolonia
Babica, Kolonia

Parheliony i rower

Kiedy na niebie pojawiły się słońca poboczne [parhelion], a ja właśnie jeździłem rowerem, narodził mi się w myśli pomysł na zdjęcie, jakiego jeszcze w swojej kolekcji nie mam.

Akcje, zachodzące słońce, a obok nich na horyzoncie mój wehikuł. Docisnąłem, aby zdążyć dojechać na miejsce. A tam miałem do zrobienia już tylko zdjęcia. Cała reszta już się działa. Akacje na swoim miejscu, rower koło nich zaparkowany, idealne niebo i piękna jego ozdoba — wspomniane parheliony.