Spacer nad stawem – niby romantyczna randka, ale jednak z lekkim haczykiem. Bo wiecie, jak to jest – człowiek chce spędzić czas z żoną z pierwszego małżeństwa (całe szczęście wciąż tą samą!), ale jednocześnie przeczuwa, że na niebie szykuje się spektakl godny czerwonego dywanu. No to co? Pakuję aparat i w drogę!
I faktycznie, warunki były takie, że nawet kaczki patrzyły w górę z podziwem. Niebo płonęło kolorami, tafla wody odbijała wszystko jak lustro, a ja lawirowałem między romantycznym spacerem a polowaniem na idealny kadr. Żona dzielnie to znosiła, choć podejrzewam, że w myślach układała już plan, jak odwdzięczyć mi się równie „romantycznym” wyjściem – może do galerii handlowej.
Ostatecznie wszyscy byliśmy zadowoleni – ja miałem zdjęcia, my mieliśmy czas spędzony razem, a kaczki… cóż, kaczki pewnie liczyły, że zamiast aparatu będę miał chleb 🙂