Czekanie

Przyszła później niż zwykle i chwała jej za to. Czekanie na jesień jest fajne, a czas oczekiwania upłynął w pięknej pogodzie. Kolory pojawiły się dopiero w drugiej połowie października.

Ostatnio trzeba było wypatrywać chwil bez deszczu i ze słońcem. Wbijać się w okienka pogodowe. Ale dla takich widoków i tych wszystkich chwil spędzonych w ich otoczeniu ja przynajmniej jestem w stanie poświęcić wiele 🙂

Chciałem wracać

Magiczny poranek. Chwilkę wcześniej chmury zakrywały prawie całe niebo i były tylko małe prześwity. Jakież było moje zdziwienie, kiedy przez jeden z nich dostało się nieco światła wstającego słońca i zrobiło się różowo.

Tego różowego było bardzo mało, co widać na zdjęciu zrobionym na szerokim kącie. Wspaniałe wrażenia z możliwości podziwiania tego cudu natury. A już zrezygnowany chciałem wracać do domu…

Pogoda zepsuta, kolory naprawione

Pogoda się zepsuła, ale jesienne kolory się naprawiły. Dość późno w tym roku zaczęły się i w mojej okolicy pojawiać piękne jesienne kolory. Co prawda pogoda się popsuła, ale tym się nie ma co przejmować, bo to już prawie listopad!

Każdą bezdeszczową chwilę i odrobinę słońca staram się wykorzystywać na rowerowe przejażdżki i łapanie tych ulotnych kolorów.

Ulubione miejscówki

Ubiegły weekend uraczył nas wysokimi temperaturami. I nawet wiatr nie był tak dokuczliwy. To niebywałe jak na tę porę roku, więc koniecznie musiałem wybrać się na dłuższą przejażdżkę rowerową. Po niedalekiej okolicy odwiedzając swoje ulubione miejscówki. Szukając oznak jesieni, delektując się świeżym powietrzem i wolną głową.

Miękkie i plastyczne

Nie wygląda, ale zdjęcia te powstały jeszcze przed wschodem słońca. Uwielbiam tę porę do fotografowania. Zupełnie inaczej wszystko wygląda widziane ludzkim okiem, a zupełnie inaczej zapisane na matrycy aparatu podczas długiego naświetlania.

Tego poranka światło miało bardzo utrudniony dostęp do parku ze względu na zalegającą w okolicy mgłę. Tu akurat było jej niewiele, ale już poza parkiem widocznośc ograniczała się do kilkudziesięciu metrów. Do tego duża wilgoć, a to działało jak potężna blenda, stąt własnie światło było tak miękkie i plastyczne.

Żeby nie opadły zielone

Kontynuując temat porannych przymrozków. Jednego z nich wsiadłem na rower, by sprawdzić jak jest w lesie. Na pewno było zimno, jeszcze po dziewiątej rano wciąż było na minusie. Po drugie na nizinach jest nadal całkiem zielono.

Ja nie mam nic przeciwko temu, żeby liście przebarwiały się jak najpóźniej, ale martwi mnie, czy nie opadną, zanim zdążą się na dobre przebarwić. To byłoby straszne 😦

Włóczęga i fotografowanie

Dwa poranki z przymrozkiem. O ile skrobanie szyb samochodu nie należy do moich ulubionych czynności, to wszystko to, co dzieje się później uwielbiam. Przymrozek zwiastuje bezchmurny poranek, piękny szron i… czasami mgły.

Jeśli to wszystko ze sobą połączyć, może to zwiastować jedno – cudownie spędzony poranek na włóczeniu się po okolicy połączonym z fotografowaniem.

Barwy światła

Na miejsce przyjechałem godzinę przed wschodem słońca. Na początek zrobiłem djęcie jeszcze w zupełnych ciemnościach. Alejka była oświetlona światłem jednej latarni znajdującej się na parkingu. Spodobał mi się ten klimat, więc ustawiłem na aparacie długi czas naświetlania i zrobiłem poniższe zdjęcie. Urzekły mnie te długie cienie grabów ścielące się w alejce i ta różnica w barwie światła – od ciepłego padajcego z latarni do zimnych barw nocy w miejscach, gdzie ono nie docierało.