Oj co to był za wieczór. Czekałem do ostatniej chwili w domu, nie mogąc się zdecydować na wyjazd w teren. Na szczęście najpiękniejsze kolory pokazały się dopiero wtedy, gdy słońce było już za horyzontem.



Oj co to był za wieczór. Czekałem do ostatniej chwili w domu, nie mogąc się zdecydować na wyjazd w teren. Na szczęście najpiękniejsze kolory pokazały się dopiero wtedy, gdy słońce było już za horyzontem.



Drzewo zobaczyłem z dosyć daleka. Majaczyło gdzieś tam na górce. Postanowiłem za wszelką cenę do niego dojechać. To było jedyne jesienne drzewo w okolicy, jakie do tej pory spotkałem! Musiałem je mieć na zdjęciu.
Na szczęście dojazd rowerem nie okazał się aż tak zły. Kilkaset metrów pod solidną górę, a potem kolejne kilkaset polną drogę i łąką. Obfotografowałem je ze wszystkich stron, pozachwycałem się widokiem i odwrót.




Jest już znacznie chłodniej na rowerowe wyprawy. Poza tym znów nieco gorzej ze zdrowiem, więc ograniczam się do niedalekich wycieczek po okolicy. I oczywiście staram się znaleźć jakieś godne uwiecznienia kadry.



Wrzesień kończę zdjęciami spektakularnego wschodu słońca z ubiegłego tygodnia. Zastał mnie on oczywiście w drodze do pracy. Ale mało ważne gdzie, cieszy że udało się to utrwalić na zdjęciach.



Mamy tu niedaleko piękny wiatrak w miejscowości Bystrzyca (Rędziny). Jakoś do tej pory go nie fotografowałem, ale kilka dni temu przejeżdżając o świcie, skusiło mnie skręcić w jego stronę. Całkiem fajnie się prezentuje. To taki stary nowy wiatrak, bo jak mniemam odbudowany z nowego materiału.
Inna atrakcja przyciąga mnie, ilekroć tamtędy przejeżdżam. To pięknie usytuowane samotne drzewo z krzyżem. Akurat mimo września, kwitło sobie tam w najlepsze coś żółtego.
Oczywiście jest też tam wiele urokliwych dróg pośród pól i lasów. Na rower idealnie.



Minionego lata chyba ani razu nie fotografowałem burzy. Tak się złożyło i może to lepiej, że w mojej okolicy nie było spektakularnych nawałnic. Kto by pomyślał, że pierwszą burzę sfotografuję dopiero we wrześniu…
Chwilę przed powrotem z pracy zaczęły zbierać się ciemne chmury. Zmieniłem trasę i pojechałem w szczere pole, aby złapać te burzowe chmury. Może nie jakoś specjalnie widowiskowe, ale zdobycz cieszy po tak długim czasie.



„To ostaatniaaa niedzielaaa…” Ostatnia, bo ubiegła, ale nie ostatnia w ogóle! 🙂 Pięć stopni to niewiele, ale jak się człowiek dobrze ubierze, to jazda rowerem nie jest taka straszna. Zwłaszcza o świcie, kiedy wszystko wygląda oszałamiająco pięknie!
Chwilę wcześniej było ponuro, ale kiedy zza horyzontu wyszło słońce…. sami zobaczcie.



To była chwila. Niby zwyczajny, jakich ostatnio dużo, bezchmurny zachód słońca. Ni stąd, ni zowąd na niebie pojawił się niepozorny obłoczek i… zaczął przybierać kształt serca! Po chwili jak szybko się pojawił, tak szybko zaniknął.

Czasami dostaję od Was pytania, jak robić takie zdjęcia. Jak szukać tematów. Gdzie pojechać. Poniższe zdjęcia powstały po drodze do pracy. I wcale nie miałem dużo czasu. Musiałem tylko nieco zmienić trasę dojazdu, zatrzymać się kilka razy, wystawić rękę ze smartfonem przez szybę i zrobić zdjęcie.
Tematy są wszędzie i o każdej porze dnia. Ale wiadomo – najfajniejsze późnym latem!



Czy to jest typowo wrześniowy krajobraz? Może nie typowy, ale na pewno mój ulubiony. Mogę tak stać godzinami i podziwiać te widoki. No, bez przesady, zbyt jestem niecierpliwy. Wolę przemieścić się w inne miejsce, bo a nuż tam będzie jeszcze piękniej. Rower mi na to pozwala. I pozwala zauważać dużo więcej niż z okna samochodu.



