Chcę upału

Było ciepło i zrobiło się chłodno. Miejmy nadzieję, że to tylko jednodniowy epizod. W końcu tak długo czekaliśmy na ciepełko. Ja do końca czerwca może tylko kilka razy ubrałem krótki rękaw na rower. Ciągle ziąb albo trochę ciepło, ale zimny wiatr i tak w kółko.

Niech lipiec będzie upalny. W sumie to nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, bo nie przepadam za upałami, ale w tym roku jestem zziębnięty i potrzebuję się wygrzać.

Pryśnie?

Czujecie ten chłód? Ile obstawiacie stopni? To czerwcowy poranek, więc mogłoby się wydawać, że rano temperatura nie spada już poniżej 10 stopni. W tym roku czerwcowe poranki bywały dużo zimniejsze. A to skutkowało tymi przepięknie ścielącymi się mgłami i chłodnymi barwami przed wschodem słońca.

W powietrzu czuć było wilgoć i taki specyficzny zapach poranka, który pojawia się tylko wtedy, gdy trawa jest mokra od rosy, a świat jeszcze nie zdążył się obudzić. Człowiek jedzie powolutku, jakby bał się, że magia zaraz pryśnie.

Smartfon w kieszeni

Mamy trzeci lipca, a ja w tym miesiącu jeszcze nie zrobiłem ani jednego zdjęcia. Byłem co prawda już na dwóch wyjazdach rowerowych, ale raz jechałem w ciągu dnia, a za drugim razem wschód słońca nie był ani trochę spektakularny. Czyściutkie niebo, zero mgieł – nawet nie wyciągałem smartfona. Po prostu cieszyłem się samą jazdą.

Poniższe zdjęcia pochodzą jeszcze z jednego z pamiętnych, mglistych i zimnych czerwcowych poranków.

Wakacje nie dla wszystkich

Coś ostatnio brak porannych mgieł, ale to przecież środek lata. Tylko pierwsza połowa czerwca raczyła nas zimnymi porankami, które skutkowały pięknymi, mglistymi spektaklami. Teraz przyszedł czas, żeby w końcu cieszyć się ciepełkiem – zrzucić te wszystkie warstwy ubrań, które trzeba było zakładać na poranne rowerowe wyjazdy.

Ciepłe dni, ciepłe noce i wreszcie ciepłe poranki. Lipiec! Jak szkoda, że ten wyjątkowy czas, kiedy zaczynały się wakacje, już mnie nie dotyczy… Nie miałbym absolutnie nic przeciwko temu, żeby codziennie rano móc wskakiwać na rower i ruszać w trasę. To by mi się nigdy nie znudziło. Jestem tego pewien.

Halo! (słoneczne)

Kończymy miesiąc, kończymy drugi kwartał i kończymy pierwszą połowę roku 2025. Jak to szybko minęło! Ale wydaje mi się, że wycisnąłem z każdej wolnej chwili tyle, ile tylko się dało – na rower, na wędrówki, na fotografowanie i na nagrywanie filmów.

Na celowniku miałem krajobrazy zwykłe, takie, jakich wiele w każdej okolicy – wyłuskane z wielu mijanych po drodze. Fotografowałem wtedy, kiedy miałem na to ochotę, kiedy chciało mi się zatrzymać i uwiecznić chwilę. Innymi razy tylko patrzyłem – ot tak, dla siebie, bez pośpiechu, bez potrzeby dokumentowania.

Poniżej okazałe halo słoneczne z sobotniej wyprawy rowerowej i kilka innych obrazków uchwyconych po drodze.

Bez szału

W ubiegłym tygodniu nie było spektakularnych wschodów ani zachodów słońca, ale w sobotę, podczas przejażdżki nieco późniejszym rankiem, na niebie pojawiły się bardzo fajne, malownicze i fotogeniczne obłoczki. Kiedy zatem trafiłem na zakwieconą łączkę na jednym z pagórków, z ochotą chwyciłem za smartfon, aby zrobić te kilka zdjęć.

Ten kawałek krajobrazu miał w sobie coś wyjątkowego – lekko sielskiego, spokojnego, a jednocześnie żywego. Mimo dość mocnego wiatru chwile tam spędzone były naprawdę urokliwe i dały mi ten mały codzienny zachwyt, który tak lubię łapać w kadrach.

Zapomniałem

Nie wiem, jak to się stało, ale zapomniałem opublikować te kilka fotek pola maków, na które trafiłem niedaleko Mielca jeszcze 12 czerwca. Niedaleko wałów Wisłoki i opodal kościoła w pobliskiej wiosce rozległe pole maków ścieliło się jak czerwony dywan dla cichych spacerowiczów i zaskoczonych rowerzystów.

Zupełnie się tego nie spodziewałem — ot, zwykła objazdówka, a tu taka niespodzianka! Te intensywne czerwienie, ta cisza i delikatny wiatr – wszystko składało się na jeden z tych momentów, które zapadają w pamięć. Stałem tam przez dłuższą chwilę, chłonąc to całym sobą, ze smartfonem gotowym, ale ręką nieco zawieszoną – bo najpierw musiałem się na to napatrzeć 🙂

Dobrze, że jednak pstryknąłem. I choć z publikacją zwlekałem, lepiej późno niż wcale – może komuś też poprawią dzień te makowe migawki.

Lato ma zasady

Wiecie, co jest jutro? Na pewno wiecie. Jutro weekend. Tylko co to właściwie oznacza? Dla mnie na pewno to, że znów się pewnie nie wyśpię. Jeśli tylko pogoda pozwoli, wstanę skoro świt, wsiądę na rower i będę się zachwycał porannymi widokami, zamiast – jak normalny człowiek – porządnie się wyspać.

Liczę na podobne widoki jak te ze zdjęć. Ale nawet jeśli miałoby padać, to nie ma opcji – na pewno znajdzie się w ciągu dnia kilkugodzinne okienko bez deszczu. W końcu to lato. A lato ma swoje zasady.

Uzależniony od dobrego

Kiedyś, zanim sam zacząłem fotografować, widywałem takie zdjęcia i marzyłem, żeby zobaczyć coś takiego na żywo. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że wystarczy po prostu jeździć, chodzić i szukać miejscówek, gdzie rankiem zbierają się mgły. Że trzeba zacząć wstawać wcześnie i obserwować, co dzieje się o tej porze w przyrodzie.

To wszystko przyszło z czasem. Na początku były zachody słońca – bo przynajmniej nie trzeba było zrywać się z łóżka. Ale stopniowo zacząłem coraz częściej wypuszczać się w teren o świcie. Dla takich właśnie widoków. I… uzależniłem się od tego.