Chwila przerwy

Chwilowo musiałem odstawić rower — tym razem nie z lenistwa, a z przymusu. Im człowiek starszy, tym częściej coś go strzyka i łapie kontuzje. Chociaż… może to nie kwestia wieku, tylko jazdy trochę za dużo? No cóż, na razie pozostają mi własne nogi i spacery po okolicy.

Zresztą, ostatnio nie ma ani spektakularnych wschodów, ani zjawiskowych zachodów słońca. Na szczęście mój dysk twardy pęka w szwach od zdjęć, więc zawsze coś się znajdzie, żeby pokazać światu.

Jezioro, którego nie będzie

Był świetny plan. Plan na tzw. Jezioro Sędziszowskie. Miałbym nad nie rzut beretem. Rzut beretem do pięknych widoków podczas wschodów i zachodów słońca. Niestety plan nie przeszedł i powstaje suchy polder, a ja chcąc mieć wodę na zdjęciach muszę jeździć kawał drogi.

A szkoda, bo jezioro mogłoby stać się lokalną atrakcją – miejscem spacerów, rekreacji i wypoczynku. Przyciągałoby spacerowiczów, rowerzystów, fotografów i wszystkich spragnionych kontaktu z naturą. Taki zbiornik poprawiłby też mikroklimat i mógłby pełnić funkcję retencyjną, co dziś nie jest bez znaczenia.

Nie rozumiem tej decyzji i czym kierowali się ci, którzy ją podjęli. Wygląda na to, że znów przeważyła jakaś biurokratyczna logika, zupełnie oderwana od realnych potrzeb ekosystemu.

Ach te poranki

Ach, te poranki. Jak ich tu nie lubić, jak ich tu nie celebrować. Jak tu nie robić wszystkiego, aby miało się na nie czas – na ich kontemplację i spędzanie z nimi chwil. Te momenty przed wschodem słońca i oczekiwanie, potem pierwsze pół godziny i kolejne kwadranse. Najpiękniejszy czas, pozwalający naładować baterie na resztę dnia. Nawet jeśli zaraz potem trzeba spieszyć się do pracy, to towarzyszące mu wspomnienie potrafi nieść aż do wieczora.

Nic nowego

Nic tu nowego nie zobaczycie. Kolejne kilka fotek z moich rowerowych poranków. Z jednej strony fajnie, że wschód słońca jest coraz później – to wstawanie po trzeciej mogłoby mnie szybko wykończyć. A z drugiej… oznacza to tylko tyle, że dzień będzie coraz krótszy, co nieuchronnie zmierza ku jesieni. Ale póki co mamy przecież lato w pełni – więc tym się cieszmy!

Zmiana

Zamiast roweru wziąłem aparat. Poszedłem pieszo polną drogą w poszukiwaniu kadrów. Aparat może i się ucieszył, ale ja… tak się przyzwyczaiłem do fotografowania smartfonem, że ciężka lustrzanka na szyi zaczęła mi ciążyć, nie wspominając już o drugim obiektywie w torbie. W duchu dziękowałem sobie, że nie skusiło mnie, by zabrać jeszcze statyw.

Może to kwestia wieku, a może potrzeba wolności i nieskrępowanego ruchu. Może swobodny spacer stał się dla mnie ważniejszy niż perfekcyjne ujęcie. Tak, przez ostatnie lata trochę się u mnie pozmieniało. Myślę, że teraz rower i spacery są ważniejsze niż samo fotografowanie. Fotografowanie i filmowanie to już tylko dodatek.

A może tak mi się tylko wydaje…

Wymówki

Cieplutki poranek? Niekoniecznie. Sporo osób narzeka, że to lato jakieś takie chłodne, że poranki zimne. Ale przecież żyjemy w klimacie umiarkowanym, a zróżnicowane pod względem termicznym lata to tak naprawdę norma. Raz upałów jest więcej, innym razem mniej. Lato potrafi zacząć się wcześniej, a czasem trochę się spóźnia.

Taki już jego urok – zmienny, nieprzewidywalny, trochę kapryśny. I może dobrze, bo gdyby pogoda była jednostajna i przewidywalna, szybko by się nam znudziła. A przynajmniej mnie.

Jubileuszowy

Dziś zbieranina zdjęć z mojego jubileuszowego, setnego wyjazdu rowerowego, który miał miejsce w ubiegłą sobotę. Sto wyjazdów i prawie pięć tysięcy kilometrów na liczniku.

Na zdjęciach cudownie kwitnący wiesiołek nad jednym z akwenów wodnych w okolicy, jeden ze ślimaków, które nader często spotykam na swojej drodze – muszą widocznie lubić poranne spacery, tak jak ja. Choć spacer po asfaltowej drodze to nie zawsze najlepszy pomysł.

Na okrasę dwa zdjęcia z nieco wcześniejszej pory – takiej, kiedy słońce jeszcze nie wzeszło, a temperatura zdecydowanie nie należała do najprzyjemniejszych.