Błąd w matrixie

Zaglądnąłem co tam słychać u konika polskiego w pobliskiej hodowli. Konie wadają się nic sobie nie robić z zimowej aury. Znudzone spacerują niespiesznie blisko paśnika. Inne stoją bez ruchu z zamkniętymi oczyma (!) Tak, zastanawiam się nawet, czy one czasami nie potrafią spać na stojąco 🙂

Dementuję od razu przypuszczenia, że ten z pierwszego zdjęcia to fotomontaż, albo błąd w matrixie 😉 Wystarczy mu (im) się lepiej przyjrzeć 🙂

Cztery gile

Dwa gile na krzaku, drugie dwa u nosa. No, ale takie są uroki zimy ;).

Gile (te z krzaka) mnie zaskoczyły. Przedzierałem się skrajem lasu, kiedy całe stado wyleciało z zarośli i usiadło na krzakach na polanie, w bezpiecznej odległości, aby przyglądnąć się, kto śmiał je wystraszyć. Zanim włączyłem aparat, prawie wszystkie uciekły dalej. Poza tymi dwoma, nabardziej zainteresowanymi.

We wspomnieniach

W piątek wieczorem nie było ani grama śniegu, ale kiedy w sobotę rano się obudziłem i zobaczyłem przez okno jak intensywnie pada, już wiedziałem jak spędzę poranek. Oczywiście w lesie. Oblepione świeżym śniegiem drzewa, to jest to, co bardzo lubię zimą.

Początek spaceru to chmury i resztki opadów, ale później…. później na krótkie chwile zaczęło wyglądać słońce i to wtedy było najpiękniej. Bajkowy świat, który starałem się uwiecznić nie tylko na zdjęciach, ale i zapisać w głowie, we wspomnieniach.

Listopad

Listopadowe mgły. Listopadowe rudości. Listopadowa temperatura. Listopadowy poranek. To miesiąć, którego można nienawidzić, ale można i kochać. Wszystko zależy od aury. Plucha, wiatr i deszcz to nie jest pogoda, która da się lubić, ale już umiarkowany chłodek, lekki wiaterek i zamglone krajobrazy w kolorze, jaki tylko może nam zaserwować ten jesienny miesiąc, już tak.

Pozostaje wyczekiwać tych własnie chwil z pogodą nadającą się, by wyjść z domu i powędrować… tak naprawdę gdziekolwiek – do parku, lasu, nad rzekę, czy po prostu w szczere pola. Łyknąć świeżego powietrza i zażyć ruchu.

Wspomnienia

Tak, to też listopad i to tego roku. Zanim przyszła ta typowo jesienna, przedzimowa pogoda było całkiem przyjemnie. Jeszcze na początku listopada cieszyliśmy się względnym ciepełkiem i pięknymi jesiennymi widokami.

Na zdjęciach jeden z zachodów słońca, które mogłem wtedy podziwiać i fotografować. Złoto na drzewach i złoto na niebie. Wspomnienia uprzyjemniające gorszy pogodowo czas.

Rudo

O ile październik kojarzy się z jesienią pełną barw, o tyle w listopadzie dominuje kolor rudy. I w lesie i na polanach. I to jest fajne. Reszta już nie jest tak fajna. Ani wiatr, ani deszcz, ani ziąb.

W miarę możliwości wbijam sie w krótkie okienla pogodowe ze względnie dobrą pogodą i wybywam na spacer, czy na rower. Nie będzie pogoda rządzić moim życiem i dyktować mi warunków! Nie przestanę przez nią nagle robić tego, co tak bardzo lubię 😉

Odyniec

Do dzików nie mam szczęścia. Ponoć tyle ich jest w okolicy i tyle szkód wyrządzają rolnikom, a ja spotkałem je zaledwie dwa razy w życiu. I to dawno temu. No i w niedzielę po raz trzeci. Mam nadzieję, że lody zostały przełamane i teraz już częściej będą wchodzić mi przed obiektyw.

Po lekkich opadach śniegu wybrałem się na spacer po lesie, jakże by inaczej. Jak zwykle, nieprędko, rozglądając się na boki i kontemplując piękne widoki. Wtem przede mną na drogę wytoczyło się coś ciemnego o bliżej nieokreślonym kształcie. Co za szczęście, że miałem na aparacie teleobiektyw, bo odyniec by nie pczekał. Przetruchtał dostojnie lesnym duktem i tylem go widział.