Jeden problem

Najnowsze prognozy pogody wskazują na najbliższe dwa tygodnie bez śniegu. Z dodatnimi temperaturami i zmienną pogodą. Wiatr – bez wiatru, deszcz – bez deszczu, chmury – słońce. No może tego słońca dużo nie będzie, ale miejmy nadzieję, że jednak odrobinę się pojawi.

A jak zmienna pogoda, to szansa, choć pewnie niewielka, na piękne wschody i zachody słońca. Problem jest tylko jeden – jak wschodzi, to ja już jestem w pracy, a jak zachodzi, to ja z niej dopiero wracam…

Optymizm

Pozwolę sobie wrócić wspomnieniem do końcówki października i mojego spaceru po niezwykle malowniczych terenach Pogórza Strzyżowskiego. Wyczekane wtedy chwile ze słońcem przyniosły prawdziwy wybuch barw, które w tym świetle stawały się jeszcze bardziej wyraziste.

Rześkie powietrze, przyjemna temperatura, a złote światło tak miękkie, że nawet zwykłe krzaki wyglądały na egzotyczne. No i oczywiście wróciłem z kartą pełną kadrów, które teraz podczas szarugi dodają nieco optymizmu.

Brak prądu

Pozwólcie, że wspomnę jeszcze o zimowym incydencie sprzed półtora tygodnia. Podczas trzeciego dnia opadów wybrałem się na spacer po lesie i zastałem tam prawdziwie bajkowy klimat. Niestety ciężki śnieg połamał wiele drzew i obawiam się, że straty w lasach będą spore.

W taką pogodę wydawało mi się, że będę w lesie sam, ale na ten sam pomysł wpadło wielu innych ludzi, być może przez przerwy w dostawie prądu. W domu nie było nic do roboty, a w lesie było tak pięknie.

Śnieg to później

Śniegu już niewiele, a miejscami wcale. Może to i lepiej, bo to dopiero początek grudnia. Na prawdziwy śnieg być może przyjdzie dopiero czas. Choć ja nie miałbym nic przeciwko dodatnim temperaturom utrzymującym się dłużej.

Spacer po lesie zaowocował kilkoma kadrami, a że trafiłem na nieliczne przebłyski słońca, to mamy i fajne światło na nich.

Rozgrzany entuzjazmem

Tylko na to czekałem. Aż w końcu wyjrzało choć odrobinkę słońca. Śledziłem układ chmur w aplikacji pogodowej tak, jak inni zapewne śledzili promocje na Black Friday, a rowerowe ciuchy leżały sobie i śledziły wzrokiem mnie. Gdy tylko pojawiły się pierwsze przebłyski, pięć minut później już siedziałem na siodełku.

Dwie godziny. Dokładnie tyle zajęła mi droga i dokładnie tyle czasu świeciło słońce. Po 13 dniach przerwy tego mi trzeba było. I nawet nie straszne mi były tylko 2 stopnie na plusie, bo byłem rozgrzany samym entuzjazmem.

Wpadła tylko jedna fotka, tak fajnie się jechało, że nie chciało się zatrzymywać. Jutro chyba znowu to zrobię.