Z przymusu rower stoi w piwnicy, a mnie – ze względu na specyficzną kontuzję – pozostały nogi. Na szczęście moje zainteresowania są wszechstronne i kiedy brakło kręcenia na dwóch kółkach, postanowiłem po kilkudziesięciu latach zrobić to, o czym marzyłem przez te kilkadziesiąt lat, a do czego nigdy nie mogłem się zmobilizować. Mowa o bieganiu. Za mną już cztery przebieżki i oby równie często nie łapać kontuzji, co na rowerze…
Tyle prywaty, a teraz wracam do ubiegłotygodniowego wieczoru, kiedy – mimo tnących wygłodniałych komarów – udałem się na spacer po okolicy, aby przewietrzyć siebie i lustrzankę, której ostatnio bardzo rzadko używam. Wieczór był nietuzinkowy, ale szybko zniechęcił mnie ryk motorów jeżdżących po okolicznym lesie. W takich warunkach nie da się fotografować. Mam to niestety ostatnio prawie na co dzień – ja i połowa wsi…




































