Pojeżdżone, pobiegane i pochodzone w 2025 r

Chyba najbardziej obfotografowany rower roku 🙂

Minął kolejny rok moich rowerowych wojaży, a w tym sezonie, trochę z powodów zdrowotnych, a trochę dlatego, że wpadło nowe hobby, przejechałem nieco mniej kilometrów. Podczas 166 aktywności nabiło się 6800 km i jeszcze jakieś 300 km na stacjonarce. Te 6800 km to dystans mniej więcej jak z Rzeszowa do Taszkentu, stolicy Uzbekistanu :). A wszystko to dało 364 godziny w siodle i około 160 000 spalonych kalorii, czyli jakieś 53 kilogramy dobrej swojskiej kiełbasy, gdyby ktoś wolał liczyć w bardziej życiowych jednostkach.

Do tego 68 000 metrów w górę i tyle samo w dół, co oznacza, że wspiąłbym się na Mount Everest prawie 8 razy.

Wspominałem o nowej pasji, mowa o bieganiu 🏃‍♂️ Odkryłem ją w sobie po tym, jak przez kilka tygodni nie mogłem jeździć na rowerze z powodu kontuzji. Od lipca wpadło 400 kilometrów i o ile pierwsze biegi były prawie jak chody, to teraz chłop daje radę przebiec 16 kilometrów na raz 😎

A jak ani na rower, ani na bieganie nie miałem ochoty, to aparat na szyję 📸 i w drogę, na krótsze i dłuższe spacery po okolicy. I pyk, kolejne 960 kilometrów 🚶‍♂️🌿

Aj, jak mi to GARMIN skrupulatnie wszystko wyliczył 😁⌚

Opublikowane przez Witold Ochał

Projekty? Sesje? Plenery? Nie, ja tylko fotografuję.

Dodaj komentarz