Podczas sobotniej porannej przejażdżki rowerowej zupełnie przypadkiem trafiłem na pole pełne dyń. Z początku myślałem, że to jakaś wystawa albo przygotowania do Halloween, ale nie – to prawdziwy dyniowy raj. Widok setek pomarańczowych kul poukładanych tak, jakby ktoś je rozsypał specjalnie pod obiektyw, robił niesamowite wrażenie.
Patrząc na to pole, trudno było się nie uśmiechnąć. Każda dynia wyglądała, jakby chciała być najpiękniejszą w całym towarzystwie – większa, bardziej okrągła, bardziej pomarańczowa od reszty. Niektóre przypominały dumne balony, inne raczej skromne ziemniaki na sterydach.
Od razu przeszło mi przez myśl, że to wymarzone miejsce na jesienną sesję zdjęciową. Kolory, klimat i ta naturalna kompozycja sprawiały, że nie trzeba się specjalnie starać, aby wyszło ładnie. Dynie same wiedzą, jak ustawić się do zdjęcia.



