Jak powstały poniższe zdjęcia? Otóż – zupełnie spontanicznie. Lało jak z cebra, ale gdzieś tam na zachodnim niebie zaczęło się przebijać słońce. Wychyliłem się przez okno, a tam – piękna tęcza.
W te pędy, tak jak stałem, chwyciłem aparat, wskoczyłem w gumiaki i pognałem przez wysoki chaszcz kilkaset metrów za dom. W międzyczasie deszcz prawie całkiem ustał, ale i tak po chwili byłem mokry po tyłek, a komary cięły jakby od tygodnia nic nie jadły i właśnie trafiły na najbardziej smakowity kąsek, o jakim mogły marzyć.
Nic to – skupiłem się na fotografowaniu tego, co działo się na niebie. Tęcza zmieniła się już w połówkę tęczy, ale za to na drugiej stronie pojawiły się chmury podświetlone zachodzącym słońcem. I to w jakich kolorach! Coś absolutnie niebywałego.


