Spacer uprzyjemniały tnące bąki. Ale przynajmniej potrenowałem wymachy ramion. Odpędzanie się od nich pochłonęło więcej energii niż sam spacer. Co poradzić, taki urok letniego wieczoru.
Z drugiej strony, przy takiej ilości owadów człowiek przestaje się snuć bez celu i zaczyna naprawdę iść z werwą. Zamiast relaksu – interwał. A po wszystkim można usiąść w domu policzyć nowe ugryzienia i udawać, że to nic… bo przecież było piękne światło.




