Przed pracą

Wschody słońca robią się coraz późniejsze. Teraz wypadają tuż przed godziną, gdy ruszam codziennie do pracy. Dzięki temu mogę się gdzieś zatrzymać po drodze i przez chwilę nacieszyć oczy ich pięknem.

Tak było chyba w ubiegły wtorek. Rano zaskoczyły mnie na niebie piękne, pasiaste chmury – jakby ktoś specjalnie je namalował, żeby umilić początek dnia. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zrobić kilku zdjęć.

W takich chwilach człowiek aż zapomina, że jedzie do roboty. Czuję się wtedy trochę jak turysta na własnym podwórku – niby codzienna droga, a jednak co rano potrafi zaskoczyć. I to jest właśnie ta mała magia poranków.

Zagięcie rzeczywistości

Idę sobie spokojnie, raz zerkam po okolicy, raz w niebo, i nagle – coś mi się nie zgadza. Linie niby proste, ptaki siedzą jakby nigdy nic, a jednak całość wygląda tak, jakby świat się lekko załamał. Wtedy przyszło mi do głowy, że może właśnie udało mi się zobaczyć to legendarne „zagięcie rzeczywistości”. Żadnych efektów specjalnych – tylko słupy, kable i dwa myszołowy.

Kadr wypatrzyłem zupełnym przypadkiem. Takie momenty są najlepsze – niczego się nie spodziewasz, a nagle trafia się obrazek, który aż prosi się o zatrzymanie. Zwykły drut zamienia się w linię wszechświata, a para ptaków staje się strażnikami równowagi. Chyba tylko one wiedzą, czy to naprawdę ugięcie liny, czy może już błąd w Matrixie.

Zdjęcie niby zwykłe, a jednak ma w sobie coś, co sprawia, że człowiek zaczyna kombinować. Może świat rzeczywiście czasem się lekko wygina, tylko my tego nie zauważamy? A może to my się uginamy, kiedy patrzymy na takie drobiazgi? Jedno jest pewne – codzienność potrafi zaskoczyć, jeśli tylko damy jej szansę.

Polne widoki

W ubiegły piątek co prawda było pochmurno, ale na wieczór prognozy przewidywały przejaśnienia. Jadąc na miejscówkę, nic na to nie wskazywało, ale już po kilkunastu minutach spaceru zaczęło się faktycznie przejaśniać i świat od razu wyglądał inaczej. Pozostałe na niebie obłoczki, a do tego niskie słońce przebijające się między nimi, tworzyły bardzo przyjemny klimat.

Jedynie temperatura nie sugerowała, że to sierpień, ale idąc pod górkę, szybko się rozgrzałem.

A same widoki? No cóż, sami zerknijcie. Bez wyszukiwania specjalnie malowniczych miejsc – po prostu szedłem i raz po raz robiłem zdjęcia, jeśli jakiś potencjalny kadr zwrócił moją uwagę.

Kadry przychodzą same

Wracałem samochodem z wieczornego spaceru, gdy nagle zwróciłem uwagę na kolor pojawiający się na chmurze. Co ciekawe, nie wisiała ona nad zachodnim horyzontem, ale po stronie północnej. Słońce, które właśnie skryło się za linią horyzontu, oświetliło ją jeszcze na moment swoimi rozproszonymi przez atmosferę promieniami. Z minuty na minutę nabierała coraz intensywniejszych barw.

Przejeżdżałem akurat przez szczyt wzniesienia, gdzie droga wiła się obok samotnego drzewa — idealne miejsce na szybkie zdjęcie. Pojechałem dalej, a chmura wciąż „świeciła”, więc zatrzymałem się ponownie, tym razem przy polu z belami słomy. Tam powstało kolejne ujęcie.

Takie niespodziewane momenty cieszą najbardziej — człowiek nie planuje, nie szuka specjalnie kadrów, a one same przychodzą i zmuszają wręcz, żeby się zatrzymać i nacisnąć spust migawki.

Spontan

Dzisiaj chcę wrócić do wodno-mglistych klimatów. Niezwykle klimatyczny i romantyczny wschód słońca nad pobliskim zalewem. Zero wiatru i snujące się mgiełki.

Woda była gładka jak lustro, odbijała pierwsze kolory nieba i wyglądała tak, jakby czas się zatrzymał. Na stawie, o dziwo, nie było wszędobylskich kaczek, które zazwyczaj bezgłośnie pływają po lustrzanej tafli.

Nie szukałem żadnych specjalnych kadrów, po prostu chodziłem brzegiem i obrazy same pojawiały mi się w głowie. Nie wiem, czy to doświadczenie, czy już zaczynam myśleć jak aparat fotograficzny. Nigdy długo nie studiuję otoczenia, a moje zdjęcia to raczej spontaniczne „pstryki”.

Wracam do mgieł

Chwilowo poranne mgły zniknęły. Co prawda poranki nadal bywają chłodne, ale jednocześnie wietrzne i pochmurne. Każda aura ma swój urok, ale ja wracam myślami do tych właśnie mglistych, bezchmurnych poranków z pierwszej połowy sierpnia.

Tym razem moją uwagę przyciągnęły czekające na robotę maszyny rolnicze, spowite we mgle centrum wioski z kościołem, zwykły polny widok oraz niespodziewanie przelatujący tuż obok księżyca samolot.

Kaplica św. Bartłomieja w Pstrągowej, Brzeziu

Wieczorne światło zagrało tu jak trzeba — kaplica św. Bartłomieja z Brzezia zrobiła się o tej porze niesamowicie klimatyczna. Niby zwykła budowla z XIX w. (ufundowana ok. 1878 roku przez miejscowego gospodarza Bartłomieja Fortunę jako wotum po przyjęciu do III Zakonu św. Franciszka), ale otoczenie pól i starych lip dodaje jej wyjątkowego charakteru.

Kapliczka stoi w szczerym polu, z dala od zabudowań, przy mało uczęszczanej polnej drodze. Panuje tam cisza i spokój, nie ma ludzi, a jeśli ktoś się zatrzyma, może usiąść na trawie i po prostu kontemplować to wszystko.

Ja po prostu poszedłem tam wieczorem tą polną drogą, a światło trafiło idealnie i z której strony bym jej nie fotografował, wyglądała klimatycznie i wręcz bajkowo. No… przynajmniej mnie tak się wydawało.

Nepomucen

Ile to trwało? Pewnie nie dłużej niż kilkanaście minut. Skończyłem właśnie bieganie po lesie i ruszyłem samochodem w stronę domu. Wtedy zobaczyłem ten niezwykły spektakl na niebie.

„Co to za kolor w ogóle jest?” – pomyślałem. Nie umiałem go nazwać, ale zacząłem zastanawiać się nad jakimś najbliższym miejscem do zrobienia zdjęcia. „Kawałek dalej jest Nepomucen” – przypomniałem sobie i mocniej nacisnąłem pedał gazu.

Zdążyłem w sam raz, bo chwilę później wszystko zaczęło gasnąć, a ja zostałem z cyfrowo zarejestrowanym obrazem.

Moment magii

Doliny spowite we mgłach. Mgły oświetlone wczesnym słońcem. Zimno? Nie, piętnaście stopni i brak wiatru jest całkiem przyjemne. Cisza. Bo jest wcześnie rano. Powietrze pachnie świeżością, jakby świat dopiero co się obudził. A Witek boi się nawet drgnąć, żeby ta bajka nie prysła jak sen. Uśmiecha się tylko pod nosem, chłonąc ten krótki moment magii.

Chodźcie

Lubielibyście pospacerować takimi polnymi drogami w takich warunkach? Dodam tylko, że to po piątej rano – chłodno i sennie. Zachęcam, żeby choć raz na jakiś czas poświęcić się, zerwać z łóżka przed świtem, wybrać sobie jakieś polne drogi z dala od cywilizacji i przejść kilka kilometrów.

Teraz, pod koniec sierpnia i we wrześniu, takich mglistych poranków powinno być sporo. Warto to wykorzystać i nasycić się widokami. Potem jest co wspominać – no serio mówię.