Woda. Lubię fotografować o poranku nad wodą. Co prawda nie mam u siebie zbyt dużych możliwości, bo akwenów jak na lekarstwo, ale jednak są – i ciągnie mnie nad nie. A kiedy jest jeszcze nieco mgły, to już nic więcej od życia nie potrzebuję. Te chwile, mimo nieraz zmęczenia wynikającego z wysiłku związanego z dotarciem tam rowerem, ładują energią na cały dzień. Ale tylko na jeden, bo kolejnego chciałoby się znów jechać i znów brać udział w tym spektaklu dla jednego widza.
Stoję wtedy nad brzegiem, smartfon w ręce, i patrzę, jak woda mieni się w pierwszych promieniach słońca. Czasem odezwie się kaczka albo zamajaczy sylwetka łabędzia we mgle – jak duch. Krajobraz jest jak niedokończony obraz, który każdego ranka natura maluje na nowo, delikatnymi pociągnięciami światła i pary.




