To był zimny, pochmurny i ciemny wieczór. Mało światła i ponuro – w sam raz na nostalgiczny spacer po okolicznych polach. Nie padało, więc wystarczyło się dobrze ubrać, zawiesić na szyi aparat z teleobiektywem i w drogę.
Tego właśnie wieczoru spotkałem między innymi poniższego sarna. Zauważył mnie już z daleka (zdjęcie 1), ale wykorzystując zasłonę z krzaków, postanowiłem podkraść się bliżej. On cały czas mnie obserwował, ale udało się zrobić zdjęcie z bliższa. Wtedy okazało się, że ów sarn klapnięte uszko ma (zdjęcie 2)!
Po chwili pobiegł w swoją stronę, ale zatrzymał się, by jeszcze raz zerknąć w moją stronę (zdjęcie 3). Widocznie zaintrygowałem go czymś równie mocno, jak on mnie tym swoim klapniętym uszkiem…



