Efekt poboczny

Majówkowy, czterodniowy weekend to trzy rowerowe wyjazdy – w sumie jakieś 150 kilometrów – i jeden plener „nożny”, czyli bez roweru, na własnych nogach. Pogoda dopisywała idealnie. No, może poza poranną rosą, która nieco utrudniała jazdę po polnych drogach. Mokre koła szybko oblepiały się ziemią i po chwili rower wyglądał, jak po błotnej kąpieli. Ja zresztą też – bo wiadomo, to błotne combo bryzgało na wszystkie strony.

W sumie spoko. Po kilku latach jeżdżenia takie przygody są wręcz wskazane – żeby nie było za grzecznie i zbyt przewidywalnie. A efektem ubocznym, a raczej pobocznym tych wypraw, są – rzecz jasna – zdjęcia.

Opublikowane przez Witold Ochał

Projekty? Sesje? Plenery? Nie, ja tylko fotografuję.

Dodaj komentarz