Wschód Księżyca | 12.04.2025

Jeszcze ubiegłotygodniowy wschód Księżyca, ale warto go przypomnieć – bo to był piękny spektakl. Na poniższych zdjęciach uchwyciłem moment, w którym Księżyc dopiero co zaczynał się wyłaniać zza horyzontu. Taki trochę nieśmiały start – ale bardzo widowiskowy.

Szczególnie ciekawe jest drugie zdjęcie. To świetny przykład na to, jak atmosfera potrafi zniekształcać kształt Księżyca – wygląda jakby jego dół był zrobiony z miękkiej plasteliny. Uwielbiam takie naturalne „efekty specjalne”.

Mój moment

Jeden z ostatnich wieczorów – pełen spontan. Wskoczyłem w auto i pojechałem w dobrze znane okolice samotnej wierzby. Od zawsze fascynuje mnie jej charakterystyczna „zaczeska” – wygląda, jakby codziennie rano stawała przed lustrem i układała fryzurę, której nie pokona żaden wiatr.

Niebo zapowiadało się ładnie, ale jak szybko zapłonęło kolorami, tak potem szybko zgasło. Ale ten krótki moment? Należał do mnie.

Nie daleko

Poniedziałkowy wieczór. Jeszcze dobrze nie otrzepałem się z ziemi po ogrodowych bojach, a już siedziałem w aucie z aparatem pod pachą. Coś mi mówiło, że warun będzie przyzwoity — nie mogłem tego przegapić.

Pojechałem na jedną z najbliższych miejscówek, bez wielkich planów, ale z nadzieją. I jak się okazało — warto było! Chmury, światło i klimat zrobiły robotę. Wcale nie trzeba daleko jechać, żeby trafić na coś pięknego.

Wschód Księżyca | 12.04.2025

Przyznaję, że nie jestem wybredny, jeśli chodzi o miejscówki. Ważne, żeby być gdziekolwiek — ale o odpowiedniej porze. Dlatego po raz (nie pamiętam który) wybrałem to samo miejsce do łapania wschodzącego księżyca.

To właśnie nastrój i emocje są dla mnie ważniejsze niż samo fotografowanie. W końcu musiało do tego dojść po tylu latach z aparatem. Ale trzeba przyznać, że wczorajszy wschodzący księżyc był naprawdę imponującym widokiem.

Kwiecień plecień

To był ostatni w miarę pogodny wieczór przed zmianą pogody, choć już w ciągu dnia było dosyć chłodno. Jednak na sam wieczór nieco się rozpogodziło, a na niebie zagościła podświetlona zachodzącym słońcem chmura.

To był ten krótki moment, kiedy na chwilę jeszcze można było zapomnieć, że za kilka godzin, mimo kwietnia, ma padać deszcz i wiać mocny wiatr. Przez te kilka minut świat jakby zwolnił, ucichł, a ja mogłem spokojnie patrzeć w niebo, robić zdjęcia i zwyczajnie cieszyć się chwilą. Oczywiście na ile było to możliwe, bo temperatura odczuwalna z pewnością była już poniżej zera.