Pogórze Strzyżowskie znowu mnie przyciągnęło – jakby tam ktoś co tydzień rozkładał nowe widoki i jeszcze bardziej zawijał polne drogi. Wspinaczka? Była, jak zawsze. Ale jak już wdrapałem się na te najwyższe pagórki, to dech zapierało – i to nie tylko z wysiłku.
Wszystko dookoła aż świeci zielenią, rzepaki zaczynają się żółcić, a polne drogi kręcą się jak wstążki wśród pól i prowadzą w miejsca, gdzie człowiek zastanawia się, czy przypadkiem nie wjechał do bajki. Do tego widok na Przełom Wisłoka – nie można oderwać wzroku.
Cisza, spokój, śpiew ptaków, a jedyne dźwięki to szum wiatru i moje lekkie sapanie pod górkę. Ale było warto. Bo Pogórze to nie tylko teren do jazdy – to terapia z widokiem!





