Co ty, Witku, tak ciągle się włóczysz po tych polach rowerem? Przecież to nie jest normalne – pchać się na ledwo przejezdne, zarośnięte polne drogi, gdzie nawet dziki pewnie zawracają.
No właśnie dlatego. Bo tam, gdzie kończy się asfalt, zaczyna się prawdziwa rowerowa wyrypa. Tam, gdzie droga znika w trawie, zaczyna się cisza, spokój i krajobrazy, których nie doświadczysz podczas jazdy po gładkiej szosie. A przy okazji można cyknąć kilka zdjęć tych „zwykłych”, ale na swój sposób wyjątkowych widoków.
Jasne, czasem trzeba rower pchać, czasem człowiek zlany potem przeklina pod nosem, a czasem niespodziewanie przemknie jedna czy dwie sarny. Ale te chwile, kiedy jedziesz sam wśród pól, z wiatrem we włosach i z błotem po kostki – są po prostu bezcenne. I warto je zatrzymać nie tylko w głowie, ale i w kadrze.






