Jeden z ostatnich wieczorów – pełen spontan. Wskoczyłem w auto i pojechałem w dobrze znane okolice samotnej wierzby. Od zawsze fascynuje mnie jej charakterystyczna „zaczeska” – wygląda, jakby codziennie rano stawała przed lustrem i układała fryzurę, której nie pokona żaden wiatr.
Niebo zapowiadało się ładnie, ale jak szybko zapłonęło kolorami, tak potem szybko zgasło. Ale ten krótki moment? Należał do mnie.



