Poniedziałkowy wieczór. Jeszcze dobrze nie otrzepałem się z ziemi po ogrodowych bojach, a już siedziałem w aucie z aparatem pod pachą. Coś mi mówiło, że warun będzie przyzwoity — nie mogłem tego przegapić.
Pojechałem na jedną z najbliższych miejscówek, bez wielkich planów, ale z nadzieją. I jak się okazało — warto było! Chmury, światło i klimat zrobiły robotę. Wcale nie trzeba daleko jechać, żeby trafić na coś pięknego.



