Są takie chwile, dla których warto wstać zanim świat się obudzi. Kiedy większość ludzi przewraca się na drugi bok, ja już spaceruję po lesie, a światło robi wszystko, żebym nie żałował decyzji o wyjściu z ciepłego łóżka.
Kilka dni temu był taki właśnie poranek. Mgła snuła się leniwie między drzewami, słońce przebijało przez gałęzie, jak reflektory w starym zadymionym pubie. W powietrzu unosiła się obietnica czegoś wyjątkowego. Spokój, cisza i pierwszy świergot ptaków – jakby dyrygent właśnie uniósł batutę i miał zaraz rozpocząć koncert.
I na to wszystko nadchodzi Witek, jak zawsze na stanowisku, gotowy uchwycić ten spektakl w kadrze.



