Niedziela, godzina piąta rano. Budzę się i przez pięć minut toczę heroiczną walkę wewnętrzną: przewrócić się na drugi bok i spać dalej, czy jednak zebrać się na zdjęcia? Argumenty „jest ciemno”, „jest zimno” i „jest niedziela” są bardzo przekonujące, ale nagle włącza się wewnętrzny głos fotografa: „A jak przegapisz najlepszy wschód słońca sezonu?”. No i klops – nie ma odwrotu, trzeba jechać.
Przeczucie nie zawiodło – na niebie trwa prawdziwy spektakl barw. Pomarańcze, żółcie, wszystko co trzeba, żeby o piątej rano człowiek poczuł, że warto było wstać. I do tego jeszcze ten subtelny słup słoneczny, który pojawił się dosłownie na kilkadziesiąt sekund.
Fotki zrobiłem już po wschodzie słońca, a co działo się wcześniej? O tym już jutro, nie przegapcie! 🙂



