Wtorek to był ten dzień, kiedy po wielu miesiącach jazdy w zimowych warunkach wreszcie można było poczuć mały luksus – dwucyfrową temperaturę! Niby tylko dziesięć stopni, ale po tygodniach marznięcia każdy podmuch ciepłego powietrza wydawał się jak zapowiedź wiosny!
Trzydzieści kilometrów po znajomych trasach, ale w zupełnie nowej odsłonie. Zachód słońca malował świat na złoto, a asfalt lśnił w jego ciepłym blasku, jakby przez chwilę zapomniał, że jeszcze niedawno skuwał go lód. Miejmy nadzieję, że wiosna powoli przejmuje stery – światło wieczorem robi się coraz piękniejsze, a jazda znowu sprawia frajdę bez walki z mrozem.



