Złoto na wodzie

Wracałem już ze zdjęć, gdy coś mnie tknęło, żeby jeszcze zajrzeć nad wodę. I całe szczęście, bo właśnie wtedy zrobiło się najpiękniej – słońce rozlało złoto po tafli lodu, a trzciny zaczęły lśnić jak nitki bursztynowego jedwabiu na wietrze.

Tak to jest z fotografią – człowiek planuje, wstaje skoro świt, biega po polach w poszukiwaniu idealnego kadru, a najlepsze światło czeka akurat wtedy, gdy myśli się już tylko o ciepłej herbacie.

No ale jak tu nie wyjąć aparatu, gdy natura sama podaje gotowe kadry? Kilka ujęć, paręnaście minut zachwytu – i dopiero można wracać do domu, z pełną kartą pamięci i lekkim niedosytem, że to już koniec tego poranka.

Opublikowane przez Witold Ochał

Projekty? Sesje? Plenery? Nie, ja tylko fotografuję.

Dodaj komentarz