Sobotni wieczór, aparat z podpiętym teleobiektywem gotowy do akcji. Wyruszam na spacer, bo przecież nie usiedzę w domu.
I nagle, jak znikąd – pojawia się rowerzysta. Ale nie byle jaki! Sprawiał wrażenie, jakby jechał pod wiatr z lekkością, jakby to on panował nad naturą, a nie odwrotnie.
Dzięki długiej ogniskowej i spłaszczeniu perspektywy rowerzysta wydaje się znacznie większy, niż jest w rzeczywistości. Był oddalony ode mnie o około 600 metrów, a kościół w tle aż o 2,8 kilometra.
I tak, z zupełnie przypadkowego spaceru powstało zdjęcie, które mogłoby być ilustracją do książki o bohaterskich rowerzystach walczących z wiatrem.

