Jeden kroczek w lewo, dwa w prawo i z powrotem ze dwadzieścia w lewo. Powrót na miejsce. Tak to mniej więcej wyglądało, latałem w te i we wte, aby księżyc znalazł się tam, gdzie chciałem. Nie było z tym problemu, bo miałem dużo miejsca, a kilkanaście, kilkadziesiąt metrów korekcji mojego położenia wystarczyło.
Piątkowy wieczór. Pogoda na takie zdjęcia idealna. Księżyc wschodzi kilkanaście minut po zachodzie słońca. Doskonale widoczny od samego horyzontu. Miejscówka klasyczna, fotografowałem stamtąd już wiele razy. Nie chodzi mi jednak o nowe miejscówki, ale emocje towarzyszące oglądaniu tego pięknego zjawiska — wschodu księżyca w pełni.



































