Wracałem z przejażdżki rowerowej i szczęśliwy traf chciał, że w sakwie miałem aparat z teleobiektywem. Czemu? Bo księżyc właśnie niedawno wzeszedł i wisiał tuż nad horyzontem. I to niedaleko naszego 33-metrowego krzyża milenijnego.
Wiedziałem, że jak podjadę jeszcze z kilkaset metrów, to jest szansa, że znajdzie się on dokładnie za krzyżem. Łatwo nie było, bo krzaki i domy, ale udało się!

