Niby zwykła chatka. Opuszczona, albo zamieszkała, tego nie wiem. Ale gdyby zamiast tego bluszczu były pierniki, kusiłoby sprawdzić czy przypadkiem nie mieszka tam Baba Jaga.

Niby zwykła chatka. Opuszczona, albo zamieszkała, tego nie wiem. Ale gdyby zamiast tego bluszczu były pierniki, kusiłoby sprawdzić czy przypadkiem nie mieszka tam Baba Jaga.

Do znudzenia. Mgliste i jednocześnie słoneczne poranki na końcówce tego lata to prawie codzienność. A wędrowanie, czy jeżdżenie rowerem w takich warunkach, to mimo chłodu i wilgoci duża przyjemność.



Kilka kolejnych fot z moich „powolnych objazdów komina”. Fajnie, że pogoda dopisuje. Wiatr co prawda nieco mocniejszy, ale tragedii nie ma. No przynajmniej popołudniami. Bo rano 10 stopni to jakaś pomyłka pogodowa 🙂




Sam nie wiem czemu, ale bardzo lubię tę miejscówkę z mostem kolejowym. Ani on ładny, ani nowoczesny, ale jakoś mnie przyciąga i czasami staram się tak ułożyć trasę, aby w tym miejscu zastać zachód słońca.



Przez ostatni weekend dużo jeździłem i dużo spacerowałem. Warunków do fotografowania za bardzo nie było, a w sobotę to przez piętnaście kilometrów jechałem w solidnej ulewie. Wróciłem przemoczony do suchej nitki. Na domiar złego podczas spaceru też złapał mnie deszcz, ale przynajmniej już nie taki ulewny.
Wczoraj było już przyjemniej. Może nie za ciepło, ale przynajmniej bez deszczu. Poniżej kilka kadrów, które wypatrzyłem po drodze.




Wyjechałem z domu dwie godzinki przed zachodem słońca. Tak, aby przejechać ze 40 kilometrów i aby załapać się na zachód słońca. Liczyłem na to, że mimo zachmurzenia, słońce przebije się przez chmury samym wieczorem.
Owszem, przebiło się i jak widać, pięknie pokolorowało chmury.



Dzisiaj na południu Polski deszczowo. Moją najbliższą okolicę co prawda, póki co, największe deszcze w nocy ominęły. Ale jak wiemy w południowej i południowo zachodniej części kraju nie jest wesoło 😦
Ostatnio mniej u mnie rowerowania ze względu na małe niedomagania zdrowotne. Nie odważyłem się na dalsze poranne wyprawy. Wygrzebałem natomiast kilka zdjęć urokliwych kapliczek z moich wczesnowrześniowych wycieczek.




Wschód słońce jest akurat wtedy, kiedy ja jestem w drodze do pracy. I to mi się podoba, bo przynajmniej po drodze nie jest nudno. Zatrzymam się to tu, to tam, aby zrobić jakoweś foto.



Jak dla mnie każdy wrześniowy dzień może się tak zaczynać. Zawsze mnie to wręcz hipnotyzuje. Przemierzam okolicę jak w jakiejś matni. Chwilami zastanawiając się, czy to jawa, czy może sen.



Temat mgieł nigdy mi się nie znudzi. Mgieł i tego specyficznego miękkiego światła im towarzyszącego. Mimo porannego chłodu, bo bywa że na termometrze jest tylko 10 °C, chętnie przemierzam okolicę na rowerze, podziwiając i fotografując te na pozór zwykłe krajobrazy.


