To było zrządzenie losu, że obudziłem się o 2:30. Wcześniej niż planowałem, wyruszyłem rowerem. I właśnie w tym magicznym momencie znalazłem się na tej magicznej polanie. Dokładnie w momencie, kiedy słońce wylazło znad odległych chmur i rozświetliło ścielącą się nisko mgłę.
Oczywiście oniemiałem, mimo że takie widoki to dla mnie nie pierwszyzna. Za każdym razem oniemiewam 😉




