Moje zmysły

Tak zaplanowałem wyjazd rowerowy, aby na sam koniec dnia trafić na pobliską żwirownię. Piękne warunki zaczęły się nieco przedwcześnie, więc musiałem ostro kręcić, aby zdążyć.

Jednak mniejsza z tym, bo widoki i klimat wynagrodziły zadyszkę. Zrobiłem kilka ujęć, a potem podczas postprodukcji, jak zwykle, doprowadziłem je do takiego wyglądu, jak widok odbierały moje zmysły, a nie jak to zarejestrowała bezduszna matryca smartfonu.

Kompromis

Nigdy nie próbujcie tego w ten sposób robić. Nie przez boczną szybę i nie z pędzącego auta. No i nie telefonem! Trzeba bezlustro, statyw, wężyk spustowy i kilka minut, żeby wszystko poustawiać!

Żartuję sobie trochę, bo sam do niedawna i nadal czasami fotografuję lustrzanką i ze statywu. Ale o wiele więcej przyjemności sprawia mi wyciągnięcie w każdej chwili smartfona i spontaniczne pstryknięcie zdjęcia! Chcąc realizować swoją pasję jeżdżenia rowerem i jednocześnie fotografowania trzeba było w końcu pójść na kompromis.

Może jakość fotografii nie jest ‚prima sort’, ale do niektórych zdjęć nawet nie muszę się zatrzymywać i zsiadać z roweru! 😉

Warto jeździć

Najlepszy czas na poranne zdjęcia według mnie trwa od sierpnia aż dokąd nie opadną ostatnie liście na drzewach. Widok porannych mgieł mobilizuje do wstawania. Ale też i bez mgieł warto wsiąść na rower i przejechac się w rześkim powietrzu. Przez pierwszą godzinę, dwie, poranne słońce najzwyklejsze krajobrazy zamienia w niezwykłe pejzaże.

Pojechałem dalej

Zupełnie nieznane mi miejsce. Nawet nie wiem, jaka to miejscowość. Po prostu jechałem sobie w jedną z moich wypraw i nagle po wyjechaniu z lasu trafiłem na ten fascynujący widok. Morze mgieł i słońce, które lada chwila mogło się zza nich wyłonić. Na to jednak nie czekałem. Pojechałem dalej, aby odebrać to co przyniosą mi kolejne kilometry.