Trzy zbiorniki

Jak wczoraj pisałem, niedzielę zacząłem na ściernisku, ale potem odwiedziłem trzy zbiorniki wodne w mojej okolicy. Na jednym z nich zauroczyły mnie liście grążela żółtego w świetle wschodzącego słońca.

Na drugim też był grążel, ale nie tak atrakcyjny. Zanieczyszczony niestety szlamem zbierającym się na skraju zbiornika.

Przy trzecim nawet nie zjeżdżałem nad wodę, bo praktycznie cała linia brzegowa zajęta była przez wędkarzy i przyczepy kempingowe. Pyknąłem tylko fotkę opodal.

Rowerem i biegiem

Ależ mi w ostatnim tygodniu dopisywały rankami warunki. Zdradzę Wam sekret, dlaczego tak było. Otóż po prostu w końcu się zmobilizowałem i wstawałem tak, aby już o czwartej wyjeżdżać rowerem z domu.

Oczywiście to nie wystarczy, no miałem farta i co tu dużo mówić. Poniższe fotki są z niedzieli. Na miejscówkę dotarłem zziajany jeszcze przed piątą. W samą porę, aby jeszcze dobiec na pole z belami.

Tylko 11 stopni

To była jedna z tych wypraw, które pamięta się długo. A to dzięki cudownemu wschodowi słońca, jaki przy okazji miałem okazję podziwiać. Trwało to wszystko bardzo długo, a dzięki rowerowi mogłem szybko przemieszczać się w kolejne miejscówki.

Po czwartej rano miejscami na termometrze było raptem 11 °C. To skutkowało pojawieniem się lokalnych mgiełek. W połączeniu z kolorowym niebem powstał klimat iście bajkowy.

Fart

Fart mi, odpukać, dopisuje w tym tygodniu. Najpierw środowy, a teraz sobotni poranek. O czwartej, kiedy wyjeżdżałem rowerem z domu nic nie wskazywało na tak zacny warun. Niebo było czyste, bez chmur.

Po drodze jednak zauważyłem napływające z zachodu chmury, które coraz śmielej podświetlało znajdujące się jeszcze za horyzontem słońce. Przyspieszyłem, by zdążyć. Pierwszą fotę robiłem punktualnie o 4:50. Słońce wtedy gdzieś tam za drzewami dotykało dopiero horyzontu.

Kolejne kilometry przyniosły kolejne zdjęcia, bowiem warunki utrzymywały się jeszcze co najmniej przez godzinę.

W samą porę

Budzik na czwartą, ale o czwartej to ja już siedziałem na siodełku. I dobrze, bo fart chciał, abym w odpowiednim momencie dojechał do pola ze słonecznikami. Tam na miejscu oniemiałem, bo słoneczniki słonecznikami, ale niebo! Co działo się na niebie! Kolory zachwycały i w połączeniu z rozkwitniętymi słonecznikami tworzyły niesamowity krajobraz.

Słoneczniki

Coś mi się zażółciło po mojej lewej. Pierwsza myśl, to rzepak. Ale po chwili oświeciło mnie, że to przecież jest czas kwitnienia słoneczników! Odbiłem gdzie trzeba i na szczęście okazało się, że jest ono tuż przy drodze. Pogoda do zdjęć dopisała, bo było zachmurzone, co poskutkowało fajnie rozproszonym światłem i nieco dramatycznym niebem.

150 to dużo

Czy 150 kilometrów to dużo? Na początku mojej przygody z rowerem to i 15 było dużo. Marzeniem było przejechać 40, albo i 50 kilometrów. Wiedziałem jednak, że wcale jakoś specjalnie nie trzeba trenować, a wystarczy jeździć regularnie, a w moim zasięgu będą wyprawy stukilometrowe.

Niezależnie od odległości lubię wszystkie moje trasy i jeżdżę tyle, na ile aktualnie mam ochotę. Jednak najbardziej lubię te całodniowe wyprawy w odległe zakątki regionu.

Wiśniowa
Gogołów
Sowina
Szebnie