Jechałem sobie jedną z tych polnych, zapomnianych dróg, gdy w oddali zobaczyłem ogromnego zająca. Coś mi jednak nie pasowało, bo nie kicał, a pokracznie szedł sobie niespiesznie. Zostawiłem rower, chwyciłem aparat i dopiero wtedy zalapałem, o co chodzi.
To malutka sarenka spacerowała sobie po drodze! Pewnie jej mama poszła na żer zostawiając malotę samą sobie. Przykucnąłem, aby zrobić kilka zdjęć, a potem zaczekałem, aż wróci spokojnie w zarośla.
Dopiero wtedy ruszyłem dalej. Mimo iż mnie zauważyła, zdawała sobie nic nie robić z mojej obecności. Ja też jej nie niepokoiłem, a ta odwdzięczyła się pozując do zdjęć.