Totalnie ostatnimi czasy zjechałem rowerem na drogi, którymi do tej pory nie jeździłem. Na, jak to nazywam, beztwardodroża. Drogi, których zazwyczaj nie ma na mapach, a którymi, jeśli jest sucho, da się przejechać rowerem.
Często nagle się kończą, albo prowadzą nie wiadomo dokąd i trzeba zawrócić. Ale też często prowadzą mnie w miejsca, o jakich istnieniu w bliskiej okolicy, by mi się nie śniło. Jak wczoraj wspominałem, rzadko fotografuję, ale w niektóre z tych miejsc koniecznie muszę wrócić z weną fotograficzną.




