Odpoczynek

Styczniowy poranek. Całkiem wiosenne warunki. To dopiero następnego dnia ma zacząć sypać śniegi przyjść mróz. Para sarenek wyleguje się na polnej drodze. Zajęły miejsce na szczycie pagóka, mogą obserwować, co dzieje się dookoła.

Zauważają mnie z daleka, jednak pozwalają podejść całkiem blisko. Jakby czuły, że z mojej strony nic im nie grozi. W rzeczywistości pewnie nie ufają nikomu, przypadek sprawia, że udaje się tyle podejść. Robię fotkę, zawracam. Niech sobie odpoczywają, bo gdy spadnie snieg już nie będa mieć tak kolorowo.

Udało się kowalika

Kowaliki widywałem w tej okolicy już kilkakrotnie. Zawsze jednak poza zasięgiem mojej lufy na aparacie 😉 Albo było za ciemno na jako taką fotografię.

Tym razem również próbowałem zrobić zdjęcie kowalikom buszującym w krzaczorach, kiedy kątem oka zauwazyłem, że jednen z nich przysiadł prawie jak na wyciągnięcie ręki na uciętym kawału drewna. Zdążyłem zrobić jedną fotkę i … udało się !

Klimat grozy

Uwielbiam tę godzinę na fotografowanie. Jest jeszcze prawie zupełnie ciemno. Do tego temperatura poniżej zera stopni. Prawie bezchmurne niebo. Do wschodu słońca kilkadziesiąt minut.

Obłędne kolory, które wyłuskuje aparat po kilkunastominutowym naświetlaniu. Klimat nieco wiejący grozą ze względu na tę mgłę, z której nigdy nie wiadomo co zaraz się wyłoni. Do tego prawie idealna cisza, bo tylko od czasu do czasu było słychać pokrzykujące w oddali ptaki.

Niby szaruga

Taka zima, gdzie jest i chwilkę śnieg, ale jest i sporo dni z dodatnią temperaturą mnie jak najbardziej odpowiada. Kiedy leży śnieg, poświęcam czas na fotograficzne spacery, a kiedy jest na plusie, mogę wsiąść na rower i wtedy również mogę przy okazji pofotografować.

Pod koniec grudnia było kilka naprawdę ciepłych jak na tę porę roku dni, więc mogłem wybrać się na dłuższe wycieczki rowerowe. Towarzyszył mi oczywiście aparat i choć tematów do zdjęć w taką szarugę nie ma zbyt wiele, zawsze coś tam się znajdzie.

Groza

Jest już sporo po zachodzie słońca. Na niebie resztki kolorów. Na ziemi rozlewiska po roztopach i opadach. Te były już jakiś czas temu, ale tyle wody nie da rady wsiąknąć w ziemię. Mocny wiatr nie ułatwia zadania. Statyw nie może ustać, a co dopiero nie drgnąć, aby zrobić zdjęcie.

Próbuję raz, drugi trzeci, w końcu trafiłem na kilka sekund słabszego wiatru. Zimne kolory niebieskiej godziny dają fotce nieco klimatu i może nawet grozy.

Pierwsze zdjęcie w roku – wilk

Mimo pochmurnej pogody dziś raniutko wyszedłem w teren. Tak sobie szedłem i zastanawiałem się, jakie będzie moje pierwsze zdjęcie w Nowym Roku. W najśmielszych marzeniach nie przypuszczałbym, że będzie to zdjęcie wilka!

Nie uszedłem bowiem kilometra, kiedy zobaczyłem jego. Wielgachny, tłuściutki i włochaty wilk jak gdyby nigdy nic przebiegał jakieś sto metrów ode mnie!

Aparat miałem w pogotowiu, więc wymierzyłem i zrobiłem serię zdjęć. Fuks nieziemski, że choć jedno wyszło w miarę ostro, bo było jeszcze ciemno, a wilk niby truchtał, ale całkiem szybko.