Żeby nie zardzewiał

Zmrok przychodzi tak szybko. Wychodzę z pracy to jest już ciemno. Nie ma się jednak co załamywać, bo tak jak można jeździć rowerem po ciemku, bo przecież są lampki, tak i można fotografować po ciemku, bo przecież jest długi czas naświetlania.

Zatem, gdy tylko pogoda sprzyja i mam ochotę to fotografuję również po zmroku. Nie ma innego wyjścia, jeśli się nie chce, aby aparat zardzewiał 😉

Zwiała w krzaki

Deszcz i śnieg mi nie straszny. Muszę wyjść z domu i się poruszać. Wczoraj mimo opadów na przemian deszczu i śniegu założyłem wyjściowe gumiaki i poszedłem do lasu. Aparat oczywiście ze sobą pod kurtką.

Wyszedłem na polanę i tam zobaczyłem sarenkę. Całkiem niedaleko. Zza krzaków. Zamarłem bez ruchu z apratem przy oku. A co sarna? Zainteresowana moją sobą zaczęła iść w moim kierunku! Tego jeszcze nie było. Starałem się jak mogłem nie drgnąć i stałem tak pewnie dobrych kilka minut, ale aparat z ciężkim obiektywem ciążył mi coraz bardziej.

To musiało się tak skończyć – ja delikatnie drgnąłem, a sarna w te pędy czmychnęła w krzaczory.

Wyżowy wieczór

Lato to dzień w dzień bezchmurne niebo, albo zasnute całkowicie chmurami podczas burz. Jesień daje nam przeplatankę i to lubię. Pogoda może przynieść papierowe, nijakie niebo, ale jest też spora szansa na szałowe kolory podczas częściowych rozpogodzeń.

I tak właśnie było podczas jednego z prwie bezwierznych, wyżowych listopadowych zachodów słońca.

Mimo piątku

Piątkowy poranek był wyjątkowy. Wyjeżdżając długo przed świtem do pracy już widziałem na niebie pierwsze oznaki cudownego wschodu słońca. Później było tylko piękniej. Niestety mogłem jedynie fotografować z fotela samochodu, bo przecież człowiek wstaje w ostatniej chwili i zawsze się spieszy.

A widok był naprawdę fascynujący. Na ile pozwoliła szybka jazda (pierwsza żona ma ciężką nogę 🙂 ) zrobiłem kilka pamiątkowych fotek. Taki widok w trasie do pracy sprawia, że nawet mimo piątku chce się pracować! Serio 😉