Nie panikujmy

Kończy się sierpień, a ja chciałbym, aby i wrzesień był równie piękny jak sierpień. Może być już chłodniej, to normalne, ale niech będzie jak najwięcej słońca. Niech noce będa zimne, a ranki spowite mgłą. Niech taka pogoda utrzyma się nawet do końca października.

Najbardziej kolorowa pora roku przed nami, ale spokojnie. Do prawdziwej zimnej, wietrznej i deszczowej jesieni jeszcze sporo czasu! Nie panikumy i cieszmy się każda chwilą ładnej pogody.

Powalony na kolana

Słońce już wzeszło, ale schowane było jeszcze za chmurę. Wyjechałem na szczyt wzniesienia. Jeszcze kilkaset metrów i moim oczom ukazał się ten niezwykły widok. Morze mgieł w dolince. Już wiedziałem, że to będzie piękny poranek i że najlepsze przede mną, kiedy tylko wzejdzie słońce.

Zjechałem w tę wilgoć. Na dole widoczność sięgała miejscami maksymalnie kilkadziesiąt metrów. Wjechałem na kolejną górkę. Wtedy słońce już świeciło. Oniemiałem i widok prawie powalił mnie na kolana. Ale te zdjęcia to pokazywałem już wczoraj 😉

Po co się spieszyć

Kolejny cudowny poranek na dwóch kółkach. To jest coś pięknego móc się przemieszczać bez ograniczeń i podziwiać zmianiający się krajobraz i pogodę. Oczywiście rano, bo wtedy najwięcej się dzieje. Zwłaszcza przez ostatnie dwa tygodnie. W dzień ukrop, w nocy kilkanaście stopni chłodniej, ale rano dzięki temu cudowne mgiełki.

Tego dnia wziąłem urlop i chciałem dzień wykorzystać na maksa. Więc wyjechałem już przed świtem, trzy godzinki pojeździłem po okolicznych pagórkach, a kolejne już lajtowo po równinach. Sto sześdziesiąt kilometrów i prawie jedenaście godzin. No bo po co się spieszyć, skoro tyle dookoła rzeczy do oglądania.

Aż komary wyginą

Kto śledzi moje relacje na żywo na facebooku wie, że to wrzosowisko odkryłem kilka dni temu jadąc rowerem. Czekałem tylko na odpowiedni moment, aby tam pojechać i pofotografować.

Taki moment wydawał sie być wczoraj rano. Akurat przestał padać deszcz, na niebie cieniutka warstwa chmur idealnie rozpraszająca światło. Na przeszkodzie stanęło tylko jedno – miliony wściekle atakujących komarów.

Chciałem na spokojnie, bez pośpiechu tam pospacerować i napawać się tym pięknym zakątkiem. Plany musiały jednak ulec zmianie na szybkie kilka zdjęć. Ale jak komary wyginą w pewnością tam wrócę.

Sobotnia 50-tka

Dużo jeżdżę, dużo śpię i jeszcze do tego pracuję na etacie. Jak się coś lubi, to na wszystko znajdzie się czas. Wystarczy odstawić „zabieracze czasu”, czyli przede wszystkim telewizor i w miarę możliwości telefon.

Wczoraj wyspany (!) serio (!) wstałem wpół do piątej. Aby powstało pierwsze zdjęcie musiałem pokonać do momentu wschodu słońca trzynaście kilometrów. Z językiem na brodzie zdążyłem w ostatniej chwili.

Druga fota powstała chwilkę później…

Sytuacja z trzeciej zaskoczyła mnie totalnie. Kiedy zobaczyłem tego liska na mojej drodze musiałem jeszcze zmienić obiektyw! Jednak lisek cierpliwie poczekał, chwała mu za to, bo jak dla mnie ten kadr jest obłędny 😉

Burzysko | 26.08.2023

Kiedy wstaje się po czwartej rano, to wcześniej czy później w ciągu dnia dopada człowieka drzemka. Tak też było dziś ze mną, padłem jak mucha w rosole. Po godzinie zerwałem się z myślą w głowie, że coś mam do zrobienia. Burza w mózgu i… no tak, po południu miały być burze, ale takie pwięc trzeba zerknąć na radar.

Zerknąłem, a tam faktyko nadciągała konkretna burza. W chwilę siedziałem w aucie i gnałem na najbliższą górkę. Wbiłem w ostatniej chwili. Wał szkwałowy zbliżał się w zastraszającym tempie. Wiało, że aparat wydzierało z rąk i spadały już pierwsze krople deszczu, a ja musiałem zrobić osiem fot na poniższą panoramę.

Minutę później zrobiłem jeszcze drugą, ale szelf był już dokłądnie nade mną. Pozostało wskoczyć do auta i uciekać w te pędy do domu.

Kiedy minęło

Ach te poranki. Nie wiem po raz który się nimi zachwycam, ale przez ostatnie dni są naprawdę wyjątkowe. Nie wszędzie jest mgła i nieraz muszę się nakombinować gdzie pojechać, ale wcześniej czy później ją znajduję.

Raz na górkach, innym razem w dolinach. Raz prześwituje przez nią słońce, innym razem jest gęsta, że nie widać na kilkadziesiąt metrów. Za każdym jednak razem zachwyca mnie tak samo. Zawsze te pierwsze dwie, trzy godziny od świtu mija mi jak z bicza strzelił, sam nie wiem kiedy.

Alzheimer wymaże

Kontynuując wczorajszy wpis… tuż za wzniesieniem moim oczom ukazał się widok, który prawie że zwalił mnie z nóg, a konkretnie z dwóch kółek. Porzuciłem owe kółka i starłem się uwiecznić ten niesamowity widok, ale uwierzcie, te moje marne próby nie oddają rzeczywistości nawet w połowie.

Ta przestrzeń i falujące mgły oświetlone od tyłu niskim jeszcze słońcem. Ten widok stoi mi przed oczyma do dzisiaj i pewnie zostanie zapisany w neuronach aż po kres moich dni. No chyba, że ten Niemiec… no jak mu tam – Alzheimer dopiero mi go statąd wymaże.

Namiastka

Wydawało się, że tego ranka mgieł nie będzie. Jednak były, tylko nie wszędzie. KIedy wreszcie po kilku podjazdach i zjazdach dostałem się na właściwe wzgórze, tam właśnie mgła była. Niezbyt gęsta i miejscami prześwitywało słońce. Cudowny bajkowy klimat.

A chwilę później, kiedy przejechałem krótki leśny odcinek na samym szczycie pagórka, moim oczom ukazał się widok jeszcze bardziej niesamowity. Jego namiastka na ostatnim zdjęciu, a kolejne już jutro.

Snopki, powrósło, mendel

Warunków do fotografowania jakiś rewelacyjnych nie było, więc tylko kilka dokumentacyjnych zdjęć. W sobotę podczas przejażdżki rowerowej po powiecie udało mi się w końcu trafić na prawdziwe snopki zboża! A konkretnie owsa.

Równiótko poukładane snopki związane powrósłami. Układane po dwanaście lub piętnaście (mendle) z dwoma lub trzema zalożonymi na górę jako daszek. Pewnie chwilę tam postoją, aby wyschnąć, a potem pojadą do stodoły i trafią do młocarni.

Miło było zobaczyć to, o co w dzieciństwie tylko się otarłem jako mały podlotek. Pamiętam tylko, że próbowałem robić powrósła, reszta mi za bardzo nie szła. Na wszelki wypadek chowałem się w tych poukładanych stogach, gdyby komuś przyszło do głowy na siłę mnie tego nauczyć 😉