Do znudzenia

Zła informacja jest taka, że właśnie mija pierwsza połowa wakacji. Dobra jest taka, że przed nami jeszcze dwa cudowne miesiące lata, a później kolorowa jesień. Mnóstwo okazji do spacerów, wypadów rowerowych i fotografowania. Coraz więcej porannych mgieł i pięknych zachodów słońca.

Wolałbym nie przegapić ani jednego wschodu i każdy dzień zaczynać na siodełku roweru z aparatem w sakwie. Równie chętnie każdy wieczór spędzałbym podobnie! Tak do znudzenia, które pewnie nigdy by nie nadeszło.

Kałuże do kadrów

Czego można się spodziewać po deszczowym dniu? Dwóch rzeczy – pięknego zachodu słońca i kałuż na polnych drogach. Jedno z drugim bardzo sie lubi i wspaniale komponuje na zdjęciach.

Wyjechałem sobie z domu późnym popołudniem. Po prostu jechałem i nie zastanawiałem się, gdzie zastanie mnie zachód słońca. Traf chciał, że postanowiłem skręcić w polną drogę pokrytą mnóstwem kałuży. A czemu by ich nie wykrozystać do moich kadrów, pomyślałem.

Chwilę to zeszło

Po dwóch dniach deszczu mogłem w końcu w czwartek wybrać się na rower. Warunki nadal nie były rewelacyjne, bo pod wieczór zrobiło się 13 °C. Zmarzłem jak diabli, kiedy zgrzany zatrzymałem się by fotografować zachód słońca.

Było już dośc ciemno, więc musiałem aparat jakoś ustawić na siodełku roweru, aby nie windować czułości i generować niepotrzebnego szumu na matrycy aparatu. To chwilę zeszło, ale i miejscówka fajna i zachód niekiepski 😉

Zapomniane bele

Zaraz będą nowe, a jeszcze stare leżą od ubiegłego roku. Biedne zapomniane bele. A może nie takie biedne, bo oto zyskują popularność jako pierwszy plan moich fotek pewnego cudownego lipcowego wieczoru.

Widziałem je już dawno z przeciwległej górki i właśnie nadszedł ten dzień, kiedy specjalnie pojechałem w to miejsce, aby wykorzystać je na swoich zdjęciach.

Radość czerpana

Kilka dni temu, bodajże w weeknd trafiłem na bardzo przyjemne warunki do jazdy rowerem i fotografowania. Nieco białych obłoczków, przyjemne ciepło i te leniwe polne dróżki. Mimo, że jeżdżę po okolicy z przerwami już od dawna, to ciągle odkrywam jakieś odcinki, gdzie nigdy nie byłem. Wszystkie niby wyglądają podobnie do siebie, ale to nie o to chodzi. Chodzi o radość czerpaną z przebywania sam na sam z przyrodą. Jej zapachami i dźwiękami.

Marzyć można

Temat oklepany, ale mnie niezmiennie interesują widoki z belami w roli głównej. Nie ma snopków i stogów ze słomą to pozostaje mi fascynować się tymi olbrzymimi walcami zbitej słomy. I pewnie w najbliższym czasie te tematy będa się tu pojawiać, bo ruszyły żniwa.

Kombajny, bele, traktory, a może w końcu dopisze mi szczeście i uda się znaleźć prawdziwe snopy ułożone w stogi… Marzyć zawsze można 😉

Mam fajnie

Odnoszę wrażenie, że przypadki rządzą światem. Bo po raz pierwszy wybrałem się gdzieś nieco dalej rowerem po długiej przerwie i od razu trafiłem na tak niesamowite widoki. Tym razem zaskoczyło mnie niebo. Jedna niepozorna chmura i słońce stworzyły przede mną pokaz promieni, które spowodowały u mnie mega radość. W sumie to fajnie mam, że tak nieporne rzeczy potrafią mnie cieszyć 😀

Zaczął się weekend

Przy fotografowaniu z roweru nie ma wielkiej filozofii. Jedziesz, zwracasz na coś uwagę i pstrykasz fotkę. Może to być nietypowa sytuacja, pracujący w polu ludzie, maszyny, urokliwe polne dróżki, drzewa, czy kapliczki. I oczywiście zjawiska na niebie. Wieczorne albo poranne słońce chowające się za obłoczki.

Tu niepotrzebny jest statyw, ani super sprzęt. Liczy się złapanie tej jednej jedynej niepowtarzalnej chwili, której nie bylibyśmy zobaczyć siedząc w domu. A weekend właśnie się zaczął! 😉