Leśne spotkanie z królowymi kniei

Niedzielny poranek nie zapowiadał się obiecująco – padający i szybko topniejący śnieg, pochmurno i ponuro. Idealna pogoda, żeby zostać w łóżku… ale to oczywiście nie dla mnie! Skoro świt ruszyłem na długi spacer do lasu, uzbrojony w aparat i teleobiektyw, licząc na jakieś ciekawe spotkanie.

Przez długi czas nic się nie działo – puste ścieżki, cisza, ani śladu dzikich mieszkańców lasu. Powoli zaczynałem myśleć, że tym razem dzikie zwierzęta postanowiły się ukryć. W pewnym momencie chciałem skręcić w jedną z dróżek, ale coś mnie tknęło – poszedłem w drugą stronę. I to była najlepsza decyzja tego dnia! Nagle, tuż przede mną, ukazało się spore stado łań.

Kilkadziesiąt metrów dalej – kolejne! Stanąłem jak wryty, wstrzymałem oddech, by ich nie spłoszyć. Aparat poszedł w ruch i… zanim się obejrzałem, miałem 240 zdjęć! Oczywiście z tego wszystkiego wybrałem tylko kilka najlepszych, ale sama chwila była warta każdego ujęcia.

Sarna uratowała kadr

Niedzielny wieczór, moim zdaniem, zapowiadał się ciekawie. Układ chmur wskazywał na możliwość pojawienia się pięknych kolorów na niebie. Niestety, po wyjściu na wzniesienie zobaczyłem, że tylko wąski pas nad horyzontem nabrał pomarańczowego koloru.

Czekałem i czekałem, ale nic więcej się nie działo. Chcąc nie chcąc, wycelowałem obiektyw w tamtą stronę, kiedy zauważyłem… uszy. Tak, uszy. A zaraz za nimi zaczęła pokazywać się sylwetka sarny. Już się bałem, że szedłem taki szmat drogi na darmo, ale jak wiadomo – każda sarna czyni kadr wyjątkowym. 🙂

Łabędzie w zimie

Łabędzie na środku pola w środku stycznia? Sam byłem mocno zdziwiony.

Wczorajszy poranek był tak piękny, że oszołomiony chodziłem w te i we wte po polach w poszukiwaniu kadrów. Zupełnie nieodczuwalny mróz, mimo 4° na minusie, do tego słońce i zamglone powietrze. Wymarzone warunki do fotografowania.

Już na powrocie zauważyłem dziwne białe coś kilkaset metrów dalej. Zerknąłem przez teleobiektyw i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Stadko łabędzi wylegiwało się w najlepsze na rozległym polu! Spróbowałem podejść jak najbliżej, ale tak, aby ich nie wystraszyć, niech się grzeją do słońca, bo jeszcze cała zima przed nimi.

Raniuszek

Za nami weekend z opadami śniegu. Po kilku dniach z temperaturami powyżej 5°C przyszedł czas na kolejną dawkę białego puchu. Odstawiłem zatem rower, wzułem buty i ruszyłem na spacer po okolicy.

W pewnym miejscu lasu moją uwagę zwrócił świergot ptaków. Cieniutkie, piskliwe trele wskazywały na jakieś maluszki. Okazały się nimi raniuszki, które z pewnością miały ADHD, bo nie potrafiły usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż niecałą sekundę! Mimo że wypstrykałem pół kliszy, tylko te dwa zdjęcia wyszły mi w miarę ostre.

Na rozgrzewkę

Jeśli jeżdżę rowerem w dzień, a zdarza się to teraz tylko w weekendy, zawsze wrzucę do sakwy aparat z teleobiektywem. A nuż trafi się jakaś sarna, albo inny lis.

Tym razem moją uwagę zwróciła chmara ptaków, które raz po raz siadały na drutach linii elektrycznej i za chwilę zrywały się do lotu. I tak w kółko. Możliwe, że zimno im było i chciały się trochę rozruszać 🙂

W miarę ostre

Dochodziła szósta rano. Dzień dawno się zaczął, nad wschodnim horyzontem wciąż wisiała chmura, a nad okolicą rozciągały się mgły. Po prawie dwóch godzinach jazdy dotarłem pod stary wiatrak w Różance na Pogórzu Strzyżowskim.

Nie mogłem w to uwierzyć, ale kilkadziesiąt metrów obok stał dorodny jeleń! W te pędy sięgnąłem do sakwy po aparat, a jeleń już w tym czasie mnie zauważył i rzucił się galopem do ucieczki. Rzutem na taśmę udało się zrobić te kilka zdjęć i cud, że wyszły one w miarę ostre.