Sarny w śniegu

Przeglądałem ostatnio zdjęcia i wpadły mi w oko te trzy kadry zrobione podczas śnieżycy. Sarny kręciły się po polu, szukając czegokolwiek do jedzenia. Mimo opadów potrzebowały pożywienia może nawet bardziej niż zwykle, bo zimny wiatr i ziąb dawały im w kość. Co najlepsze, wszystko działo się dosłownie kilkadziesiąt metrów od domu, więc nawet nie musiałem ruszać się z podwórka.

Patrząc na nie miałem wrażenie, że natura działa według własnego, nieomylniego planu. Jestem o te zwierzaki spokojny, to przecież nie ich pierwsza zima, a dzika fauna radzi sobie lepiej, niż nam się wydaje. A ja tylko łapię te krótkie momenty, zanim zatrze je kolejna warstwa białego puchu.

Jeleń i mgła

Końcówka września. Bezwietrznie, spokojnie, cicho i mgliście. To był poranek, który postanowiłem poświęcić na spacer po lasach i leśnych polanach. Miękkie światło otulało okolicę i mnie samego. Poranna rosa omiatała buty. Gumiaki były od niej czyściutkie, jakbym szedł po wodzie. Podświadomie stawiałem kroki bardzo ostrożnie. Nie chciałem zmącić tej wszechobecnej ciszy.

Wtem, kilkadziesiąt metrów przede mną, bezszelestnie jak ja pojawił się jeleń. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Spacerował, tak jak ja, cicho, samotnie i w zamyśleniu. Czy on też potrafi cieszyć się widokami? Hm…

Jelenie

W sobotę rano pogoda była nijaka – chmury, ciemno, bez mgły i bez słońca. No ale skoro już się obudziłem, to szkoda było marnować czas, więc ruszyłem na spacer po lesie. I dobrze zrobiłem, bo na dzień dobry trafiłem na stadko jeleni, a wśród nich wyróżniał się jeden naprawdę dorodny byk.

Niestety, zanim zdążyłem podejść bliżej, całe towarzystwo uciekło w krzaki, ale kilka pamiątkowych zdjęć udało się zrobić. Serce zabiło szybciej, adrenalina skoczyła, a przez chwilę miałem wrażenie, że to las obserwuje mnie, a nie ja jego. Takie spotkania przypominają, dlaczego warto czasem wstać z łóżka, nawet gdy pogoda mówi: „zostań pod kołdrą”.

Zagięcie rzeczywistości

Idę sobie spokojnie, raz zerkam po okolicy, raz w niebo, i nagle – coś mi się nie zgadza. Linie niby proste, ptaki siedzą jakby nigdy nic, a jednak całość wygląda tak, jakby świat się lekko załamał. Wtedy przyszło mi do głowy, że może właśnie udało mi się zobaczyć to legendarne „zagięcie rzeczywistości”. Żadnych efektów specjalnych – tylko słupy, kable i dwa myszołowy.

Kadr wypatrzyłem zupełnym przypadkiem. Takie momenty są najlepsze – niczego się nie spodziewasz, a nagle trafia się obrazek, który aż prosi się o zatrzymanie. Zwykły drut zamienia się w linię wszechświata, a para ptaków staje się strażnikami równowagi. Chyba tylko one wiedzą, czy to naprawdę ugięcie liny, czy może już błąd w Matrixie.

Zdjęcie niby zwykłe, a jednak ma w sobie coś, co sprawia, że człowiek zaczyna kombinować. Może świat rzeczywiście czasem się lekko wygina, tylko my tego nie zauważamy? A może to my się uginamy, kiedy patrzymy na takie drobiazgi? Jedno jest pewne – codzienność potrafi zaskoczyć, jeśli tylko damy jej szansę.

Zbieranina

Dziś mam dla Was małą zbieraninę pojedynczych fotek, które zrobiłem ostatnio tu i tam – podczas jazdy rowerem albo spacerów.

Obok urokliwych wierzb z pierwszego zdjęcia przejeżdżałem dość często, ale dopiero ostatnio się zatrzymałem, żeby zrobić zdjęcie. Fajnie, że ktoś o nią dba i regularnie je ogławia.

Drugie ujęcie to nasze lokalne „Lazurowe Wybrzeże”. Serio – tak się nazywa. I czasami, przy odpowiednim świetle i o odpowiedniej porze, woda faktycznie wygląda jakby była wyjęta z folderu wakacyjnego.

A sana i kuliboda? Spotkani zupełnie przypadkiem podczas jednego z ostatnich spacerów niedaleko domu.

Ptaki

Rzadko ostatnimi czasy wrzucam lustrzankę do sakwy i raczej fotografuję ajfonem, jednak kiedy już ją zabiorę, to bywa, że przejedzie ze mną całą trasę nieużywana . A czasem się przydaje – chociażby do ptaków 🐦, które gdzieś tam po drodze spotykam.

Zazwyczaj uciekają przede mną, zanim zdążę się zatrzymać i wyciągnąć sprzęt, ale kilka razy udało się je złapać w przyjemnych dla oka okolicznościach.

Jeżu

Tak czułem, że w ogródku mieszkają jeże — przecież nie mam tam idealnego porządku. Części w ogóle nie koszę, gdzieś tam zalegają sterty starych liści. Kilka razy zdarzyło się nawet, że wysiadywała tam jajka dzika kaczka. Musi to być również raj dla jeży.

Tego mojego zauważyłem z okna i w te pędy zabrałem aparat, po czym pobiegłem go sfotografować. Zastałem go, jak gdyby nigdy nic, pił sobie wodę ze strumienia. Podkradłem się i urzeczony tym widokiem zapomniałem o fotografowaniu. Kiedy się ocknąłem, jeż wracał już do swojego legowiska. Na odchodnym udało się jeszcze zrobić fotkę, a ten dziad jeden wystawił mi na do widzenia język…

Ścieżki dzikiego zwierza

Sobotni poranek. Już kilkanaście minut po piątej byłem w lesie, a w planie był co najmniej dziesięciokilometrowy spacer. Było wilgotno, zimno i pochmurno. Na dodatek ciemno. To nic – potrzebowałem trochę czasu spędzić na łonie natury. Bez szumu i zgiełku. Wsłuchując się w śpiew ptaków i poszczekiwania saren.

Na szyi dyndał aparat, bo a nuż jakiś dziki zwierz przetnie moje ścieżki. A raczej ja jego… I tak się stało – udało się uwiecznić kilka saren spotkanych po drodze.

Klapnięte uszko ma

To był zimny, pochmurny i ciemny wieczór. Mało światła i ponuro – w sam raz na nostalgiczny spacer po okolicznych polach. Nie padało, więc wystarczyło się dobrze ubrać, zawiesić na szyi aparat z teleobiektywem i w drogę.

Tego właśnie wieczoru spotkałem między innymi poniższego sarna. Zauważył mnie już z daleka (zdjęcie 1), ale wykorzystując zasłonę z krzaków, postanowiłem podkraść się bliżej. On cały czas mnie obserwował, ale udało się zrobić zdjęcie z bliższa. Wtedy okazało się, że ów sarn klapnięte uszko ma (zdjęcie 2)!

Po chwili pobiegł w swoją stronę, ale zatrzymał się, by jeszcze raz zerknąć w moją stronę (zdjęcie 3). Widocznie zaintrygowałem go czymś równie mocno, jak on mnie tym swoim klapniętym uszkiem…

Dzik – mam go!

Dobry! Dziś na blogu historia o dziku, który w niedzielny poranek wpadł mi prosto przed obiektyw.

Wybrałem się w plener jeszcze przed świtem. Na miejscu zauważyłem jakieś zwierzę biegające w te i we wte, jakby miało owsiki albo ADHD. Z daleka ta rozmazana plama wyglądała mi na jenota, ale bardzo się myliłem.

Stałem na górce, na dziwnie udeptanej ścieżce. Pomyślałem, że może to właśnie ten zwierz ją udeptał i zaraz będzie wracał tą samą drogą. Ustawiłem wysokie ISO, czas 1/100 s – trochę za długi jak na takie warunki, ale nie było czasu kombinować ani eksperymentować. To było kilka, może kilkanaście sekund. Przykucnąłem i czekałem.

I miałem nosa! Na ścieżce, jakieś dwadzieścia metrów przede mną wyłonił się on – dzik! Spojrzał na mnie i zamarł na ułamek sekundy. Zdążyłem nacisnąć spust migawki, zrobić dwa zdjęcia i… jedno wyszło idealnie! Nie mogłem w to uwierzyć, bo raczej nie mam doświadczenia w fotografowaniu w takich warunkach. A jednak – mam go!