Tylko na to czekałem. Aż w końcu wyjrzało choć odrobinkę słońca. Śledziłem układ chmur w aplikacji pogodowej tak, jak inni zapewne śledzili promocje na Black Friday, a rowerowe ciuchy leżały sobie i śledziły wzrokiem mnie. Gdy tylko pojawiły się pierwsze przebłyski, pięć minut później już siedziałem na siodełku.
Dwie godziny. Dokładnie tyle zajęła mi droga i dokładnie tyle czasu świeciło słońce. Po 13 dniach przerwy tego mi trzeba było. I nawet nie straszne mi były tylko 2 stopnie na plusie, bo byłem rozgrzany samym entuzjazmem.
Wpadła tylko jedna fotka, tak fajnie się jechało, że nie chciało się zatrzymywać. Jutro chyba znowu to zrobię.

