A co to za takie ładne, kolorowe niebo udało mi się złapać?
A tak mnie coś tknęło, wziąłem aparat i podjechałem na miejscówkę, a tam w oddali burza się kręciła. Na początku może i nie wydawało się, że te wszystkie chmury zapłoną takimi barwami, ale z czasem, gdy słońce zaczęło zniżać się ku horyzontowi, a później gdy całkiem zaszło, kolory nabrały intensywności.
Chmury piętrzyły się wysoko, tworząc niesamowite kształty, jakby ktoś rozlał akwarele po niebie. Z zachodu dochodziły odgłosy grzmotów, które dodawały całości klimatu i lekkiego dreszczyku. To właśnie ta burza była sprawczynią całego spektaklu – to ona rozrzuciła chmury i rozproszyła światło w taki sposób, że niebo wyglądało jak malowane ręką artysty.




