Ach, te poranki. Jak ich tu nie lubić, jak ich tu nie celebrować. Jak tu nie robić wszystkiego, aby miało się na nie czas – na ich kontemplację i spędzanie z nimi chwil. Te momenty przed wschodem słońca i oczekiwanie, potem pierwsze pół godziny i kolejne kwadranse. Najpiękniejszy czas, pozwalający naładować baterie na resztę dnia. Nawet jeśli zaraz potem trzeba spieszyć się do pracy, to towarzyszące mu wspomnienie potrafi nieść aż do wieczora.




