Te same

Te same, dobrze znane miejsca. W moim zasięgu roweru chyba już wszystko zostało obfotografowane. Zmieniają się tylko warunki. Tym razem – krótko po wschodzie słońca. Bezchmurne niebo, bezwietrznie i bardzo zimno, jak na czerwiec.

Witek, ubrany bardziej jak w listopadzie niż w środku lata, jechał i czekał, aż palce odmarzną na tyle, by dało się utrzymać smartfona. Cisza była absolutna – bo kto normalny wychodzi z domu o piątej rano w weekend? Świat budził się powoli i z gracją, jakby niespecjalnie chciał wchodzić w ten dzień.

Opublikowane przez Witold Ochał

Projekty? Sesje? Plenery? Nie, ja tylko fotografuję.

Dodaj komentarz